Dr hab. Norbert Maliszewski, specjalista ds. marketingu politycznego, podkreśla, że nie da się określić minimalnego pułapu procentowego, który może dać Prawu i Sprawiedliwości samodzielne rządy; zbyt dużo czynników ma tu znaczenie. Ale jednym z najważniejszych jest to, ile ugrupowań przekroczy próg wyborczy. - Im więcej partii wejdzie do Sejmu, np. sześć partii, tym ten procent musiałby być wyższy. A gdyby weszły trzy partie, PiS nie potrzebowałoby nawet 40 procent. PiS może zdobyć samodzielną większość zarówno przy 43 jak i przy 39 procentach. Zależy od tego, czy inne partie przekroczą próg wyborczy - mówi Interii dr Maliszewski. Nasz rozmówca przekonuje, że aktualne wyniki sondażowe PiS - dające partii Jarosława Kaczyńskiego ponad 35 proc. - są niedoszacowane. Świadczą o tym, według Maliszewskiego, dwie przesłanki. Po pierwsze, przy przeprowadzaniu sondaży sprawdza się także, kto na pewno pójdzie zagłosować, a kto zrobi to "raczej". I w grupie osób deklarujących, że pójdą na wybory na pewno, poparcie dla PiS jest dużo większe. - Możemy powiedzieć, że wynik PiS będzie lepszy niż sondażowy, ponieważ więcej osób jest zdeterminowanych, żeby zagłosować na PiS, a elektorat Platformy jest zdemobilizowany. Tak było w przypadku wyborów prezydenckich - zauważa dr Maliszewski. Jest też drugi czynnik sugerujący, że wynik PiS może być jeszcze wyższy niż te 35 proc. - Jeżeli przeanalizuje się profil osób niezdecydowanych, to przypomina on profil wyborcy PiS - zauważa ekspert i tym właśnie tłumaczy m.in. wzmożoną w ostatnim czasie aktywność partii na wsi. PO uratować może jeszcze debata - przede wszystkim Ewy Kopacz z Beatą Szydło, która będzie sprzyjała tak pożądanej przez PiS i PO polaryzacji polskiej sceny politycznej. - Debata przesądzi o głosach osób niezdecydowanych i o mobilizacji wyborców. Nie przewróci całej układanki, ale może zmobilizować byłych wyborców Platformy. Chodzi tutaj o tych kilka punktów procentowych - mówi Norbert Maliszewski i wskazuje na spory przepływ elektoratu między PO a Nowoczesną i mniejszy, ale też mający miejsce - między PO a lewicą. PiS też będzie chciało wykorzystać tzw. głosowanie strategiczne - czyli decyzję podejmowaną przy urnie (a nie w rozmowie z ankieterem), biorącą pod uwagę aktualny układ sił. - PiS stara się to wykorzystać, dlatego mówi o tym, że Polsce potrzebne są samodzielne rządy. Robi to po to, żeby wyborcy ugrupowań Pawła Kukiza czy Janusza Korwin-Mikkego przerzucili swoje głosy na PiS. Kukiz znowu wykazuje się brakiem wiedzy politycznej i sprzyja temu procesowi, deklarując, że jest gotów głosować za rządem PiS - mówi Maliszewski. Z Kukizem partia Kaczyńskiego ma, można powiedzieć, sytuację typu "win-win": jeśli Kukiz nie wejdzie do Sejmu, zwiększy szanse PiS na samodzielne rządy, jeśli zaś przekroczy próg wyborczy, to PiS będzie mogło liczyć na jego poparcie.