Konrad Piasecki: Pan jest przerażony, czy raczej rozbawiony zdjęciami półnagiego agenta CBA z walizką pieniędzy u stóp? Marek Biernacki: - Powiem szczerze, że mam bardzo duży dyskomfort. Z jednej strony te zdjęcia są bardzo kompromitujące służbę. Pokazują też atmosferę, jaka panowała w służbie, jaka panowała w tamtym czasie w Centralnym Biurze Antykorupcyjnym a z drugiej strony zostały ujawnione rzeczy, które nie powinny zostać nigdy ujawnione opinii publicznej. Ale problem raczej w tym, że się agenci fotografują przed akcją, czy że są niekompletnie ubrani, że mają walizkę pieniędzy, czy to, że to wszystko w końcu wycieka na zewnątrz? - Przede wszystkim mamy dwie sprawy: z jednej strony agenci policyjni "przykrywkowcy" to był duży sukces policji w walce z Pruszkowem, musimy o tym pamiętać. Obok świadka koronnego był to decydujący element, który rozbił mafię pruszkowską. Tutaj mamy też agentów przykrywkowców, ale w całkowicie innej roli. Tutaj oni są rozbawieni. Dla mnie jest dziwna sytuacja, że oni fotografują się w momencie przed akcją, czy po akcji takich rzeczy się nie robi. Żaden policjant profesjonalny, który uczestniczył w operacji przeciwko mafii pruszkowskiej takich zdjęć by sobie nie zrobił i nie byłby taki rozbawiony i uchachany. Próbuję wniknąć w ich psychikę. Może to jest kwestia rozproszenia stresu. Człowiek jest przed akcją, denerwuje się, fotografuje. ma to wszystko jakoś go zbudować i zbudować w nim jakiś inny nastrój. - Rozbawiony może być. Bo każdy w innym sposób odreagowuje stres. Tutaj mamy sytuację, że oni się fotografują. Fotografują się jak zwycięzcy, jak panowie świata. Odbieram to bardziej, że atmosfera w ówczesnym CBA była taka, że to oni kreują rzeczywistość w Polsce i to chyba też udzieliło się agentom CBA, którzy kiedyś byli policjantami i powinni znać rygory, które obowiązują w tej służbie. A pan rozumie te ich akcje, które przeprowadzali? Czy one były logiczne z punktu widzenia operacyjnego i tzw. pragmatyki służb? - Dużo akcji CBA było bardzo dziwnych. Nie ukrywajmy - to są operacje specjalne, które muszą uzyskać aprobatę przełożonych. Mam wrażenie, że agenci CBA, ci doświadczeni "przykrywkowy", z jednej strony rozpracowywali figurantów, ale według mnie też rozpracowywali swoich przełożonych. Swoim przełożonym dostarczali materiału, dostarczali "papu", które oni mogli konsumować i cieszyć się. Czyli rozpracowywali świat polityki, pokazali, że rządzą światem polityki. Proszę zwrócić uwagę - sprawa Kwaśniewskich, tego słynnego domu w Kazimierzu, pani Marczuk, i dziennikarze z drugiej strony, synowa Leszka Millera, sprawa Sawickiej, sprawa Leppera, Janusz Kaczmarek. Ale synowa Leszka Millera, była taka sprawa? - Nie, tylko wydaje mi się, że rozpracowywanie pani Marczuk to nie było tylko, że to była dziennikarka związana ze stacją TVN, ale bardziej, że była związana i znała synową Leszka Millera. Takie jest moje stanowisko, takie jest moje zdanie, taka jest moja opinia. Czyli myśli pan, że przez Weronikę Marczuk próbowano rozpracować Leszka Millera? - Tak, też próbowano dotrzeć do rodziny Leszka Millera. Rzeczywiście na tyle swobodnie wówczas wydawano pieniądze w służbach i w CBA? - Pieniądze powinny być bardzo rygorystycznie reglamentowane w tego typu służbie. I to jest największy problem. Wiadomo, że jest budżet operacyjny, ale budżet operacyjny to jest ta część niematerialna, którą się wydaje na spotkania. Tutaj jest ta część materialna, tutaj ten oficer, który wykonuje te czynności, tego typu środki sobie zażyczył i takie środki otrzymał, ponieważ CBA było bardzo bogatą służbą. Czytamy o najlepszych garniturach, najlepszych samochodach, setkach tysięcy złotych, które szły na stworzenie legendy agenta Tomka i jego kolegów. Rzeczywiście tak było? - Tak, i szkoda, bo gdyby oficerowie policji w CBŚ mieli takie same środki, działaliby o wiele lepiej, i te środki nie byłyby marnotrawione. Dziś wszystkie agencje są trochę bardziej oszczędne? - Oczywiście tak. Przede wszystkim to jest kwestia nadzoru. Nie może być takich operacji specjalnych. Proszę pamiętać, że tego typu operacje specjalne to nie jest prosta czynność wykonywana przez jednego funkcjonariusza. To jest wykonywane przez grupę funkcjonariuszy, jest nadzór, wie o tym szefostwo służby, to jest działanie bardzo skomplikowane i złożone. Wtedy można było tak działać, były te "efekty", które zadowalały ówczesnego szefa i premiera. Panie pośle, czy pan nie ma wątpliwości, że Brunona K. rzeczywiście należało traktować jako absolutnie poważne i śmiertelne zagrożenie? - Tak, należało tak traktować. Uważam, że ABW w odpowiednim momencie zareagowała, zareagowała przed 11 listopada, ponieważ dalsze prowadzenie tej sprawy mogłoby wymknąć się spod kontroli. A jakby się wymknęło nie daj Boże, doszłoby do zamachu, to wtedy mielibyśmy problem. Rzeczywiście było tak, że gdyby go nie zatrzymano, on dokonałby tego zamachu? Nie skończyłoby się to na sferze planów, czy takich zapowiedzi - mocno brzmiących, ale jednak nierealnych? - On był dobrze przygotowany do dokonania szeregu zamachów, nie tylko zamachu, o którym ostatnio jest głośno w mediach. On mógł dokonać szeregu zamachów - był do tego przygotowany i od tego są służby - żeby zabezpieczały i w jakiś sposób eliminowały tego typu zagrożenia. Sąd jest od tego, żeby stwierdzić, czy ten zamach był realny, czy nie. Służba swoją rolę spełniła. Panie pośle, na ile on był bliski dokonania zamachu? To mogła być kwestia godzin, dni, tygodni? - Trudno to określić w czasie. Zamach był realny. To mogę powiedzieć z pełną odpowiedzialnością. On dysponował już tymi 4 tonami materiałów wybuchowych? - On był przygotowany do doprowadzenia do takiego wybuchu. Podobne wybuchy, tylko w mniejszej skali, już przeprowadzał. Czyli do tego zamachu mogło dojść w każdej chwili, również 11 listopada, gdyby go tuż przed tym nie zatrzymano. - Mogło dojść do całkowicie innej formy zamachu. To nie musiał być zamach taki, o którym mówimy głośno, taki przygotowany na urzędy centralne. To mógł być też zamach taki przygotowany np. podczas przemarszów, pikiet, które odbywały się 11 listopada i wtedy może doszłoby do większej tragedii, bo zginęłoby o wiele więcej ludzi. Nie ma żadnych wątpliwości, że służby go wyłącznie kontrolowały, a nie inspirowały? - Tak, tutaj wątpliwości nie ma. ABW tylko kontrolowała, tylko prowadziła działania operacyjne przygotowując materiał procesowy, który później znajdzie swoje miejsce w sądzie. Ale, rzeczywiście go tak bardzo szczelnie otoczono agentami służb specjalnych? - Służby starały się go otoczyć, obserwować tak szczelnie, ale też tak żeby on sam nie zauważył, że jest obserwowany i żeby można było zbierać wiarygodne materiały operacyjne. Ale to otoczenie nie było inspiracją? To było wyłącznie kontrolowanie go? - W żadnym wypadku nie było to inspiracją. Nie ukrywajmy, gdyby to była inspiracja za strony ABW, i tu jest ten przyczynek do działalności CBA, ABW nie ma możliwości inspiracji. Gdyby to była inspiracja było by to działanie całkowicie nielegalne. ABW nie ma takiej możliwości. On rzeczywiście chciał dokonać zamachu również na Hannę Gronkiewicz-Waltz? - Tego już nie mogę powiedzieć. A skąd wiadomo o jego planach? Czy on o tym mówił? Czy on o coś pisał? Gdzie są te twarde dowody na jego plany? - Twarde dowody znajdą się w sądzie i te twarde dowody zostaną przedstawione w sądzie przez prokuratora w materiale procesowym. Po kolei, tak jak mówiłem, będzie coraz więcej tych zarzutów. Zarzuty będą pojawiały się dopiero wtedy, kiedy materiał dowodowy, czyli procesowy, będzie przygotowany i według prokuratora i oficerów ABW uda się go obronić w sądzie. FORUM: Kompromitacja CBA