Kłopoty zdrowotne Ewy M. zaczęły się jesienią 2004 roku, kiedy wystąpiły obfite krwawienia miesiączkowe. 17 stycznia 2005 roku pacjentka została przyjęta na oddział ginekologii Szpitala Klinicznego nr 1 w Zabrzu, gdzie stwierdzono obecność guza prawego jajnika. Termin operacji wyznaczono na 19 stycznia. Z dokumentacji medycznej wynika, że przed zabiegiem nie przeprowadzono podstawowych badań. Nie wykonano OB, leukocytozy i CRP, cytologii szyjki macicy, bakteriologicznego badania pochwy, nie pobrano wyskrobin z kanału szyjki i jamy macicy w celu zbadania pod kątem histopatologicznym, nie zrobiono ultrasonografii i mammografii piersi, pomimo że pacjentka znajdowała się w wieku szczególnego zagrożenia rakiem. To zagrożenie było tym większe, że chora nie rodziła dziecka. - Później lekarze tłumaczyli się, że tych badań nie mogli przeprowadzić ze względu na trwające u mnie 4-tygodniowe obfite krwawienie wyjaśnia M. - To oczywista nieprawda. Takiego krwawienia przecież bym nie przeżyła. Przed zabiegiem ani słowem nie wspomniano, że mogą usunąć cokolwiek poza guzem na prawym jajniku. Zgodę na zabieg podpisałam o godzinie 24 (!), tuż po rozmowie z anestezjologiem. W jednym z punktów formularza był zapis, iż w razie konieczności, to znaczy w przypadku stwierdzenia raka, zgadzam się na wycięcie całego narządu rodnego. Do dziś nie mogę zrozumieć, dlaczego zabieg przeprowadzono podczas miesiączki, gdy inne pacjentki będące w podobnej sytuacji miały przesuwane terminy o kilka dni. W czasie operacji zostałam rozbudzona. Półprzytomna widziałam nad sobą majaczące kontury sylwetek lekarzy. Zapytano mnie, czy zgadzam się na wycięcie macicy? Co miałam odpowiedzieć? To było działanie nie tylko podstępne, ale całkowicie nieetyczne. Podczas operacji usunięto oba jajniki, macicę i szyjkę macicy. Przeprowadzone po zabiegu badanie histopatologiczne wyciętych narządów nie wykazało złośliwych zmian nowotworowych. Stwierdzono jedynie: polip endometrialny w kanale szyjki macicy, a na jej tarczy pęcherzyki Nabotha. Rozpoznano nadżerkę. W obrębie prawego jajnika stwierdzono cystę o średnicy 5 cm, a w obrębie lewego - cysty pęcherzykowe. Okaleczona dla własnego dobra We wrześniu ubiegłego roku Ewa M. złożyła pozew przeciwko zabrzańskiemu szpitalowi, w którym domaga się 200 tysięcy zł odszkodowania i zadośćuczynienia. W odpowiedzi na pozew szpital wniósł o oddalenie powództwa. W uzasadnieniu czytamy: (...) W czasie operacji zespół operacyjny stwierdził zmiany w obydwu jajnikach, które zniszczyły strukturę jajników. Jeżeli usuwa się jajnik u kobiety 43-letniej, to powinno się usunąć także macicę (...). Pozwany podnosi, iż wynik badania histopatologicznego potwierdził zasadność zabiegu operacyjnego (...). Żaden z opisanych przez histopatologa, a wcześniej wyciętych przez operatorów narządów nie był zdrowy. Gdyby na (zapewne radca prawny zamiast "na" chciała napisać "nie" - przypis autora) zabieg operacyjny, powódka w niedalekiej przyszłości miałaby dolegliwości z powodu endometriozy (torbiel endometrialna) lub jej życie byłoby zagrożone z powodu choroby nowotworowej (dysplazja i nadżerka szyjki, zmiany jajników i jajowodów). Także nawracające leczone bez efektu krwawienia z macicy były wskazaniem do tego typu operacji. - Nie wiem, na jakiej podstawie pełnomocnik szpitala uważa, że ta bezprawnie wykonana operacja uchroniła mnie przed chorobą, a nawet śmiercią? - dziwi się M. - To wie tylko Bóg. U człowieka takie stwierdzenia są przejawem arogancji. Odpowiedź szpitala jest pełna błędów i całkowicie chybionych wniosków.