Autora listu nie zastajemy - już wyszedł na miasto. Jego sprawa jest dobrze znana bielskim pracownikom opieki społecznej. W wypadku stracił słuch. W Bielsku żyje od 30 lat, był leczony w Niepublicznym Zakładzie Leczniczo-Opiekuńczym "Ostoja", skąd przewieziony został do domu dziennego pobytu w Jarosławiu. Tam nie chciał mieszkać, bo jak twierdzi, to dla niego obce miasto i okolica, a on od 37 lat żyje w Bielsku. Tu więc wrócił, a teraz pisze: "MOPS (Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej) nie chce mnie zakwaterować w domu dziennego pobytu i przydzielić mieszkania, a ja chodzę po mieście z temperaturą i lekami w kieszeni". Bohater naszej opowieści choruje przewlekle na górne drogi oddechowe i jest w trakcie leczenia. W grudniu Władysław Boćko odwoływał się od decyzji MOPS do Samorządowego Kolegium Odwoławczego, ale orzeczenie nie było po jego myśli: "Mam mieszkać w schronisku dla bezdomnych w Jarosławiu". Skąd ten Jarosław? Ano stąd, że pan Władysław - inwalida II grupy - pobiera stały zasiłek (około 440 zł) z podkarpackiej gminy Wielkie Oczy, skąd pochodzi, a tamtejszy MOPS może załatwić mu miejsce właśnie w Jarosławiu... Człowiek powinien mieć wolność wyboru, mieszkać i żyć tam, gdzie chce, w przyjaznym mu albo przynajmniej znanym otoczeniu. Tylko czy zawsze można mieć wybór? Czy człek w takiej sytuacji, bez własnego domu, ze skromniutkim zasiłkiem, może wybrzydzać? To, co przekazał nam w liście pan Władysław, to jego punkt widzenia fakty nie całkiem potwierdzają jego relację. Przynajmniej jeśli chodzi o sprawę przydziału dla niego mieszkania w Bielsku. - Pan Boćko miał już w 2004 roku propozycję otrzymania lokalu z listy Zakładu Gospodarki Mieszkaniowej w Bielsku - usłyszeliśmy od Władysławy Blachury z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej. - Odrzucił ofertę, choć MOPS deklarował pomoc przy remoncie, zresztą niewielkim (chodziło o malowanie). Pan Boćko lokalu nie przyjął, bo stwierdził, że nie ma pieniędzy... Mieszkanie czeka... Okazuje się, że właśnie teraz sytuacja się powtarza: pan Władysław otrzymał w końcu marca br. kolejną propozycję otrzymania lokalu. Najpierw ją przyjął, a wczoraj odrzucił. Dziś rano przyszedł do noclegowni pracownik socjalny, aby wraz z panem Boćką wybrać się do Zakładu Gospodarki Mieszkaniowej i jeszcze raz przedyskutować sprawę... Może by zmienił zdanie? Pracownicy MOPS, z którymi rozmawiałem w schronisku, przypuszczali, że wczesna poranna ewakuacja pana Władysława z noclegowni spowodowana była tym, że nie złożył wizyty w ZGM-ie... - Mieszkanie na niego czeka, chcemy, by wycofał rezygnację i je przyjął - mówi Władysława Blachura. - W pomocy w wychodzeniu z bezdomności liczy się wola i aktywność podopiecznego. Tylko czy pan Władysław chce? Zakład Gospodarki Mieszkaniowej w Bielsku - tutaj też mają sporą dokumentację na temat lokalowych perypetii Władysława Boćki. Była jeszcze jedna propozycja - w listopadzie 2006 zrezygnował z przydziału pokoju z kuchnią przy ul. Bystrzańskiej. Powód? Brak centralnego ogrzewania. 26 marca otrzymał kolejną propozycję lokalową - mieszkanie o powierzchni 19,7 mkw. przy ul. Armii Krajowej (pokój z aneksem kuchennym, łazienką, centralnym ogrzewaniem). Wstępnie wyraził zgodę, ale wczoraj ZGM otrzymał od niego pismo, że "po konsultacji z radcą prawnym rezygnuje z przydziału"... Dziś czekają na niego w ZGM, miał przyjść z pracownikiem socjalnym. Może przyjdzie, może nie... Przyszedł. Sam. Jak się dowiedzieliśmy od prowadzących sprawę urzędniczek ZGM, definitywnie i niezbyt uprzejmie wyraził swój brak zainteresowania zamieszkaniem przy ul. Armii Krajowej.