Gdy pokojowo nastawieni do świata Amisze żyją w niezmiennym od wielu lat otoczeniu i w swojej codziennej pracy skupiają się na modlitwie, robieniu przetworów, wychowywaniu dzieci, uprawie roli, reszta "przerzuca papiery na biurku, ma obsesję kupowania i przyczynia się do rozpadu rodziny" - pisał Sasha Issenberg na łamach "Washington Monthly". Teraz, gdy ty siedzisz przed komputerem i czytasz ten tekst, Amisz, co nie ulega wątpliwości, zajmuje się czymś zupełnie innym. W jego życiu nie ma komputera, telewizora, DVD.. . Bez tych podpowiedzi multimedialnych też da się normalnie żyć. Odcięcie od respiratora, pompującego do płuc ulotne i doraźne przyjemnostki nie czyni ich ludźmi gorszymi, ale innymi. Może lepszymi. Awersja to technologii Amisze są negatywnie nastawieni do wszelkich nowinek technologicznych. Uważają, że tego typu urządzenia osłabiają więzy rodzinne. Odrzucają elektryczność, telefony, telewizję, samochody... Uważają je za przejaw próżności; coś, co powiększa przepaść w społeczeństwie i sprowadza prostych ludzi na materialne manowce. Ale w sytuacji zagrożenia zdrowia lub życia mogą złamać niepisane zasady "ordnung". - Najczęściej nie mogą posiadać samochodów czy telefonów, ale mogą je pożyczyć w razie potrzeby. Mniej konserwatywne wspólnoty dopuszczają nawet pożyczanie samochodów w celu odwiedzenia daleko mieszkającej rodziny. Bardziej konserwatywne tylko w razie wyższej potrzeby. Jeśli chodzi o telefony, to nie powinno ich być w domach. W wielu wspólnotach dopuszczalna była tylko jedna budka telefoniczna, która miała służyć jedynie w nagłych przypadkach wszystkim rodzinom mieszkającym na danym terenie. Obecnie w dobie telefonów komórkowych, dozwolone jest coraz częściej posiadanie telefonu stacjonarnego, jeśli ktoś bezwzględnie potrzebuje go do prowadzenia interesów i utrzymania rodziny - mówi INTERIA.PL Paulina Napierała, doktorantka z Instytutu Amerykanistyki i Studiów Polonijnych Uniwersytetu Jagiellońskiego.Nie wyrzekają się prądu - po prostu nie korzystają z linii energetycznych. Przyłączenie się do sieci energetycznej traktują jak połączenie się z resztą świata. Nie uważają samego prądu za zło, ale zbyt łatwy dostęp do niego może, ich zdaniem, prowadzić do wielu pokus i powolnego rozpadu wspólnoty. W Amiszach można podziwiać nie to, że radzą sobie dobrze bez nowoczesnych wynalazków, ale to, że mając do nich dostęp, potrafią z nich zrezygnować. Prąd generują sami - w młynach. Zwyczaje różnią się znacząco między poszczególnymi odłamami Amiszów. Jedni nie mogą używać nawet latarek, inni mogą podróżować samolotami czy samochodami, choć nie mogą być ich właścicielami. Podstawową jednak zasadą jest odseparowanie się od świata i samowystarczalność. Są mniej narażeni na przerwy w dostawie prądu, spowodowane burzami, katastrofami, a to chroni ich przed wpływami z zewnątrz. Kult rodziny Wyobraź sobie pejzaż z pędzącą bryczką i silosami na horyzoncie, scenę rodzajową z kobietą w czepku przygotowującą przetwory, czy dzieckiem pomagającym rodzicom w polu. To nie motywy z obrazów Rozwadowskiego,Vermeera van Delft czy Malczewskiego. Choć można się pomylić. Z ich prostego, pozbawionego wygód życia, emanuje rodzinne ciepło.To, że nie mogą poruszać się samochodami, czy kształcić powyżej ósmej klasy, sprawia, że rodzina trzyma się razem, a dzieci nie są rozproszone po całym świecie. Zobacz, jak rodzina Amiszów świętuje siódme urodziny swojego syna: Amisze mają ogromny szacunek do ludzkiego życia. Tworzą rodziny wielodzietne. Mężczyzna, choć jest głową rodziny, wszystkie decyzje podejmuje wspólnie z żoną. On prowadzi gospodarkę, ona prowadzi dom. Centralnym punktem dnia jest wspólne spotkanie przy stole. Amisze przywiązują ogromną wagę do kształcenia wrażliwości swoich pociech. To dlatego, zamiast nowego telefonu czy PlayStation, które są zresztą niedopuszczalne, amiskie dzieciaki dostają w prezencie zwierzę. Owcę, krowę, kozę. Opieka nad zwierzęciem uczy ich odpowiedzialności. Dziecko samo karmi swój prezent, obserwuje, jak rośnie, jest świadkiem chorób, narodzin, czasem śmierci. Bezpłodność i choroby genetyczne A co się dzieje, gdy szczęśliwe małżeństwo jest pozbawione tego daru od Boga, jakim jest dziecko? Czy można leczyć bezpłodność, skoro jest ona wolą Stwórcy? Okazuje się, że tak. - Choć płodność i bezpłodność postrzegane są jako dar od Boga, to jednak Amisze dopuszczają możliwość leczenia. Preferuje się, co prawda, medycynę naturalną (w której zresztą wielu Amiszów się specjalizuje), ziołolecznictwo itd., ale w większości wspólnot nie jest zakazane korzystanie z porad lekarza oraz przyjmowanie leków. Problemem są natomiast rachunki za leczenie, gdyż Amisze odmawiają wykupowania ubezpieczeń zdrowotnych. Niektóre szpitale wprowadzają jednak dla nich specjalne programy - mówi INTERIA.PL Paulina Napierała. Powszechne są wśród Amiszów choroby genetyczne, będące konsekwencją zawierania związków w obrębie wspólnoty, w której od wielu lat krążą te same geny. - Przez długi okres czasu Amisze nie byli tego świadomi. Prowadziło to do wielu chorób i dużej śmiertelności dzieci. Zdrowie lub choroba dziecka postrzegane były i są jako dar od Boga - mówi Paulina Napierała. - Niemniej jednak Amisze zwracali się o porady do lekarzy, choć zanim to nastąpiło starali się leczyć je ziołami. Obecnie zgadzają się na udział w wielu testach i badaniach dotyczących chorób genetycznych. Gdy przyczyny chorób ich dzieci stały się dla nich jasne, początkowo wiele wspólnot, zwłaszcza bardziej konserwatywnych (Old Order Amish) zgadzało się na nowoczesne metody leczenia, ale nie na prewencję. Prewencja wiązałaby się bowiem m.in. z badaniami prenatalnymi oraz unikaniem małżeństw w ramach wspólnoty ze względu na pokrewieństwo - dodaje. Skazani na te same geny Świadomość Amiszów na temat ryzyka, jakie niesie ze sobą poślubienie osoby spokrewnionej, jest coraz większa. Ale - jak zaznacza Paulina Napierała - "życie w zamkniętych wspólnotach uznawane jest za usankcjonowane przez Boga". Problem udałoby się wyeliminować, gdyby Amisz mógł poślubić osobę spoza wspólnoty, ale nawet najbardziej liberalne odłamy nie dopuszczają takiej możliwości. - Coraz więcej wspólnot stara się zapobiegać problemowi chorób genetycznych poprzez przyzwolenie na szukanie partnera w innych wspólnotach (oddalonych terytorialnie) - ale należących do tego samego odłamu ich religii (np. w ramach: Old Order Amish, New Order Amish, Andy Weaver Amish, Beachy Amish, itd.) - dodaje. W tym miejscu jednak koło się zamyka, bo "niemal wszyscy Amisze w Ameryce wywodzą się od kilkuset osadników, którzy przybyli tam w XVII - XVIII wieku". Choroby genetyczne stały się na tyle powszechne, że "w niektórych regionach zamieszkałych przez Amiszów utworzono nawet specjalne kliniki, pracujące nad lekami (...) , a oni sami (Amisze - red.) starają się je wspierać finansowo. Organizują m.in. aukcje swoich tradycyjnych produktów, w tym szczególnie popularnych, szytych ręcznie kołder (Amish quilts)". Dojrzały wybór To nie są niewykształceni ludzie, choć fakt kończenia edukacji na tak wczesnym poziomie, mógłby prowadzić do takich wniosków. Po szkole tradycyjnej dzieci rozpoczynają szkołę życia. I nie ogranicza się ona do katorżniczej pracy w polu. Młodzi ludzie uczą się wybranego fachu, stając się czeladnikami przyuczającymi się do zawodu. Rzemiosło jest w tej wspólnocie bardzo cenne. I cenione przez sąsiadów-Amerykanów. Nawet oni, powoli zmęczeni swoim stylem życia, przyglądają się tym wspólnotom z niemałym zainteresowaniem. "W tej żywej kulturze można dostrzec zarówno dziewiczość prostego życia z przeszłości, jak i obietnicę kontynuowania go w teraźniejszości. Amisze nigdy nie są pokazywani jako niecywilizowani ludzie. Są nienowocześni, ale nie prymitywni, są staroświeccy, ale nie dzicy. My się zmieniliśmy, oni nie. Amerykanie nigdy nie wybraliby przeszłości, gdyby mieli dokonać wyboru między nią a teraźniejszością" - pisał Sasha Issenberg na łamach "Washington Monthly". Dużym nadużyciem byłoby stwierdzenie, że dla tych ludzi zatrzymał się czas, bo choć żyją w większości jak ich przodkowie, nie są zacofani. Wiedzą, że obok ich minimalistycznego świata jest drugi - kolorowy, bogaty i przyjemny. Świadomie go odrzucają. Już jako dorośli ludzie przyjmują chrzest. Samodzielnie podejmują decyzję o kontynuowaniu wiary przyjętej przez rodziców lub odrzuceniu jej i odejściu ze wspólnoty. Zanim jednak zapadnie klamka, mają możliwość spróbowania tego niedostępnego świata. Jest to tzw. czas Rumspringa. Symboliczny czas wejścia w dorosłość Amisze dokładnie wiedzą, jak wygląda świat, który odrzucili ich przodkowie. Każdy z nich ma w swoim życiu okres, kiedy może zasmakować wszelkich wygód i złamać niepisane, ale obowiązujące go zasady. Rodzice muszą być wtedy bardziej wyrozumiali... Około 16. roku życia rozpoczyna się dla nastolatków czas wyboru - tzw. Rumspringa. -To symboliczny okres wejścia w dorosłość. Przestaje być wtedy całkowicie kontrolowanym przez rodziców dzieckiem, zyskuje pewną niezależność. W tym okresie nastolatki zazwyczaj nie są jeszcze pełnoprawnymi członkami kościoła (czyli osobami ochrzczonymi) - mówi INTERIA.PL Paulina Napierała. -Pierwotnie okres ten miał służyć znalezieniu partnera/partnerki oraz przygotowaniu na się na pełne członkostwo w kościele. Jako niepełnych członków kościoła, młodych nie można jednak ukarać wygnaniem lub tak zwanym "shunning", czyli odcięciem się od grzesznika, unikaniem z nim kontaktu i separowaniem go od innych członków wspólnoty przez pewien okres. Mogą więc oni w tym okresie pozwolić sobie na więcej niż kiedykolwiek indziej - dodaje. - Niewielu Amiszów zgodziłoby się jednak z tym, że jest to okres, w którym mają zdecydować czy chcą być Amiszami czy nie. Wielu z nich podejmuje taką decyzję już wcześniej. Jeśli jednak zdecydowaliby się na odejście ze wspólnoty w tym okresie, nie zostaną potępieni, a ich rodziny w większości przypadków będą mogły się z nimi kontaktować. Jeśli decyzja o rezygnacji z przynależności do wspólnoty zostanie podjęta po chrzcie, ryzykują ekskomunikę i zakaz kontaktów z rodziną. Dlatego też Rumspriga zaczęła być postrzegana jako okres decyzji co do przynależności do wspólnoty, choć nie do końca jest to prawdą - tłumaczy Paulina Napierała. Sex, drugs and rock'n roll Rumspringa jest dla większości dorastających ludzi czasem buntu. Z głów spadają słomiane kapelusze i czepki, tradycyjny ubiór ustępuje miejsca dżinsom. Zamiast spotkań modlitewnych odbywających się w domach są imprezy; zamiast pracy w polu - przedmałżeński seks.