To już nie są domniemania czy przypuszczenia. To fakty, jak uznał łódzki sąd okręgowy, ogłaszając wyrok. - Zebrany materiał dowodowy, niestety, potwierdził zasadność postawionych najcięższych zarzutów - stwierdził sędzia Jarosław Papis. "Niestety", bo zarzuty postawiono pracownikom służby zdrowia - czyli osobom, które w sposób szczególny powinny dbać o bezpieczeństwo pacjentów. Tymczasem wyrok usłyszeli byli sanitariusze i lekarze. Były sanitariusz Andrzej N. skazany został na dożywocie za zabójstwo czwórki chorych, a jego kolega po fachu - Karol B. - dostał 25 lat pozbawienia wolności za zabicie jednej pacjentki. Oskarżeni, zamiast ratować, wstrzykiwali swoim ofiarom lek zwiotczający mięśnie - pavulon. Na karę bezwzględnego więzienia sąd skazał także dwóch lekarzy. Janusz K. powinien trafić za kratki na sześć lat, zaś Paweł W. - na pięć. Sąd zakazał im także wykonywania zawodu lekarza przez 10 lat. Janusz K. i Paweł W. zostali skazani za umyślne narażanie pacjentów na niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Cała czwórka usłyszała także wyrok za oszustwo. Polegało ono na tym, że przyjmowali oni pieniądze za informację o zgonach pacjentów od zakładów pogrzebowych. Te zaś rekompensowały sobie ten wydatek, zawyżając cenę swoich usług, o czym pracownicy pogotowia wiedzieli. Każdy z oskarżonych będzie musiał też zapłacić po kilkadziesiąt tysięcy złotych tytułem m.in. kar grzywny oraz częściowo zwrócić koszty procesu. *** Sąd Okręgowy w Łodzi dawno nie przeżył takiego oblężenia. Trudno jest nawet policzyć dziennikarzy, którzy przyszli na ogłoszenie wyroku. Samych tylko kamer jest przynajmniej dwadzieścia. Wszystkie poważne stacje telewizyjne, radiowe oraz liczące się tytuły prasowe mają na sali swoich korespondentów. Po raz pierwszy od dnia, kiedy proces się rozpoczął, do sądu przyszło tak wiele pokrzywdzonych rodzin. Tylko niektórzy z nich rozmawiają z mediami. Większość nadal nie potrafi mówić o śmierci najbliższych. - Nie wyobrażam sobie, że do tej śmierci doprowadzili sanitariusze czy lekarze - tak najczęściej zeznawali przed sądem i więcej mówić nie chcieli. Tylko Andrzej N. przez chwilę przygląda się zgromadzonemu tłumowi. Karol B. jak zwykle spuszcza głowę i odwraca się tyłem do publiczności. Na sali nie ma jednak oskarżonych lekarzy. Obaj odpowiadają z wolnej stopy i mogli, ale nie musieli przychodzić na ogłoszenie wyroku. Ogłoszenie i uzasadnienie wyroku trwa niemal cztery godziny. Przez cały ten czas byli sanitariusze zachowują kamienne twarze. Tylko raz, kiedy sędzia Papis podaje argumenty, dla których sąd odrzucił możliwość skazania lekarzy za nieumyślne spowodowanie śmierci pacjentów, tak jak chciała prokuratura, oskarżony Andrzej N. potakuje ruchem głowy. - Rozumiem, panie oskarżony, że się pan zgadza, ale nie musi pan. Sąd jest pewien swoich racji - zwraca mu uwagę sędzia. Agenci ciemności Oskarżony Andrzej N. w trakcie śledztwa przyznał się do podawania pavulonu pacjentom. Zrobił to aż 38 razy! Dopiero na procesie odwołał swoje wyjaśnienia. Sąd nie dał mu wiary i uznał, że nie ma wątpliwości co do tego, że były sanitariusz zabijał pacjentów. - Przesłuchanie w prokuraturze to nie jest towarzyskie spotkanie przy kawie, gdzie opowiada się to, co się chce, a potem odwołuje - mówi sędzia Papis. - Oskarżony opowiedział nie tylko o sobie. W swoich wyjaśnieniach wskazał także na Karola B. I choć ten nie przyznał się do zabójstwa, to byli na sali świadkowie, którzy słyszeli rozmowy obu sanitariuszy i potwierdzili wyjaśnienia N. Rozmowy Andrzeja N. i Karola B. - jak zeznawali pracownicy łódzkiego pogotowia - dotyczyły często sposobu, w jaki uśmiercali oni pacjentów. - W czterech blaszanych ścianach karetki pogotowia spotykała się nadzieja pacjenta na ratunek, zaufanie jego rodziny i bezwzględność agenta ciemności! - grzmi sędzia Jarosław Papis. - Tak, zimnego i cynicznego agenta ciemności! Taki pan właśnie był, panie N., kiedy podawał pavulon pacjentom... Tu sędzia wymienia imiona i nazwiska wszystkich ofiar sanitariusza. Ich najbliżsi z trudem opanowują łzy. - Oskarżony Karol B. powiedział jednemu ze świadków, że siedzi na tej ławie przez Andrzeja N. Panie B.! - sędzia zwraca się bezpośrednio do byłego sanitariusza, a ten po raz pierwszy podnosi głowę i patrzy w stronę sądu. - To nie przez Andrzeja N., to tylko dzięki sobie znalazł się pan na ławie oskarżonych! To nie była wiedza tajemna Można było się spodziewać, że sąd nie poprze w całości aktu oskarżenia. Tak stało się w przypadku zarzutu nieumyślnego spowodowania śmierci, jaki prokurator postawił lekarzom. Zdaniem sądu, obaj medycy są winni i mogą odpowiadać tylko za umyślne narażanie pacjentów na niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. - Nie było podstaw na stawianie zarzutów z artykułu 155 kodeksu karnego (nieumyślne spowodowanie śmierci - przyp. red.) - uzasadnia sędzia. - Jak podkreślali biegli, nie można tu bowiem ustalić związku pomiędzy działaniem lekarza, choć na pewno złym, a śmiercią pacjenta. Sędziowie nie mają jednak wątpliwości, że obaj lekarze zasługują na karę więzienia. I po raz kolejny sędzia opisuje ich skandaliczne i karygodne zachowania wobec zmarłych pacjentów, po czym podsumowuje. - Porażający brak elementarnej wiedzy medycznej Janusza K. był z pewnością przyczyną tragedii wielu rodzin - przypomina sędzia. - Obaj oskarżeni nigdy nie powinni zostać lekarzami! Ewentualnie w trakcie wykonywania tego zawodu sami powinni z niego zrezygnować! Przecież niedociągnięcia lekarzy nie dotyczą wiedzy tajemnej. Nikt nie kazał im przeprowadzać operacji na otwartym mózgu. Ich praca to było lekarskie ABC. Sędzia Jarosław Papis przypomniał także mowę obrońcy Pawła W. Zdaniem adwokata Jerzego Sosnowskiego, prokuratura dopuściła się w tym procesie manipulacji materiałem dowodowym. - To nieprawda - stwierdza sędzia. - Manipulacja byłaby wtedy, gdyby lekarzom postawiono zarzuty na podstawie wyjaśnień sanitariusza Andrzeja N. i dzisiaj byliby aresztowani. Tymczasem zarzuty stawiane lekarzom nie mają żadnego związku procesowego z zarzutami sanitariuszy. Tu sędzia powołuje się na uzasadnienie aktu oskarżenia, który nazywa "dziełem": "Należy przy tym zauważyć dwie bardzo istotne okoliczności, które nie pozwalają na przyjęcie za Andrzejem N., że lekarze działali z zamiarem pozbawienia życia, a nawet byli inspiratorami uśmiercania chorych za pomocą pavulonu. Mianowicie takie, że między innymi obaj wymienieni lekarze opisywali w dokumentacji lekarskiej swoje nieprawidłowe działanie oraz to, że część sfałszowanych przez Karola B. oraz Andrzeja N. recept to dokumenty przez nich podpisane i podstemplowane ich właśnie pieczątkami lekarskimi. Przy założeniu, że współdziałali w zbrodni zabójstwa - jak wyjaśnia Andrzej N. - to takie zachowanie lekarzy oraz zachowanie samego N. jest pozbawione jakiejkolwiek racjonalności ocenianej nawet z punktu widzenia przestępczego". Zorganizowana grupa przestępcza Proceder handlowania informacjami o zgonach został udowodniony w łódzkim sądzie ponad wszelką wątpliwość. - Proceder ten nabrał w pogotowiu rozmiarów szaleństwa - sędzia cytuje wypowiedzi oskarżonego Andrzeja N. - Pracownicy stacji od rana do wieczora rozmawiali tylko o pieniądzach od zakładów pogrzebowych. Tylko oskarżeni w tym procesie lekarze niewiele na ten temat wiedzieli i niewiele słyszeli. Sąd zweryfikował ich wyjaśnienia i uznał za niewiarygodne. Sędzia dla przykładu opowiada o billingach telefonicznych oskarżonych. Wynikało z nich, że niemal codziennie z telefonu lekarza Pawła W. prowadzone były rozmowy z firmami pogrzebowymi. - Oskarżony W. twierdzi, że nie ma pojęcia, kto dzwonił z jego telefonu - opowiada sędzia. - Można przyjąć, że jego telefon komórkowy żył własnym życiem i pewnie sam wydzwaniał. Długo trwało tłumaczenie, dlaczego sąd uznał działanie oskarżonych tylko za oszustwo, a nie również za łapownictwo, jak proponowała prokuratura. - Łapówką będzie przyjęcie pieniędzy za zabranie chorego do szpitala czy wystawienie odpowiedniego zaświadczenia w związku z pełnieniem funkcji publicznej - tłumaczy sędzia. - Tutaj mamy natomiast trójkąt: zakład pogrzebowy, rodzina zmarłego i lekarz - to odbiega już od znamion łapówki. Natomiast mamy tu elementy wyłudzenia i oszustwa. Zgodnie z wyrokiem, pieniądze, jakie oskarżeni zarobili dzięki temu handlowi, muszą teraz zwrócić pokrzywdzonym. - W jakimś sensie mamy w tym przypadku do czynienia ze zorganizowaną grupą przestępczą. Wszyscy wspólnie popełniają przestępstwa, żyją jeden z drugiego - dodaje sędzia. Przez niemal dwa lata podczas procesu żaden z oskarżonych nie wyraził skruchy czy żalu. - Paweł W. to młody butny i cyniczny lekarz, Janusz K., że zacytuję jedną z pokrzywdzonych, to nieuk - sędzia charakteryzuje oskarżonych. - Karol B. przesiedział całą rozprawę z miną sfinksa, żadnych uczuć. Sędzia przez moment milczy. Zawiesza głos. - Jest takie pytanie. Ja na szczęcie nie muszę na nie odpowiadać, ale zadaję je sobie od początku procesu - stwierdza w końcu i pyta: - Jak lekarz, który nieskutecznie reanimuje 90-letniego pacjenta, może powiedzieć, że zrobił wszystko, co było w jego mocy, a potem bierze za informacje o jego zgonie pieniądze? Katarzyna Pastuszko