Ale - cóż: o tym, że do "EURO 2012" dołożymy kilkanaście miliardów, pisałem w samej "ANGORZE" dwa czy nawet trzy razy - więc wróćmy na chwilę do tego tematu. Otóż (jak donosi "Gazeta Wyborcza", p. Adam Olkowicz, dyrektor turnieju w Polsce, wyliczył koszty organizacji EURO w Polsce na ok. 80 mld zł. "Ta kwota uwzględnia budowę stadionów oraz budowę i remonty infrastruktury - dróg, dworców, lotnisk. Tymczasem, jak wyliczyli ekonomiści z SGH, UJ i Uniwersytetu Łódzkiego, dzięki organizacji piłkarskich mistrzostw Europy w 2012 r. całkowity, skumulowany przyrost PKB do roku 2020 może wynieść 27,9 mld zł". Czyli według ekonomistów dołożylibyśmy do tej imprezy nie 12, lecz 52 miliardy. Spokojnie, proszę Państwa - nie jest tak źle. Ani tak dobrze. Żadnego "przyrostu PKB" w latach 2012-2020 z powodu "EURO 2012" nie będzie - bo niby skąd miałby się wziąć? Na przykład, jak już pisałem, rocznie odwiedza Polskę ok. 40 mln turystów - z czego nocuje jakiś czas ponad 6 milionów. Na "EURO 2012" przyjedzie może 300 000 - ale też za to 500 000 zamożnych, solidnych turystów nie przyjedzie - właśnie dlatego, że będzie "EURO 2012", że będą burdy, bójki i w ogóle nie będzie można się swobodnie poruszać po i tak już zatłoczonych drogach. Więc gdzie tu jakiś zysk? Żadnych zysków nie będzie - natomiast te 80 miliardów to liczba zdecydowanie przesadzona. Kilkakrotnie. Przecież te inwestycje w drogi i lotniska i tak trzeba by prędzej czy później poczynić. Koleje, oczywiście, należy raczej zlikwidować, niż rozbudowywać - ale do tego barachła dopłaca Bruksela. Nawet licząc, że zaraz po "EURO 2012" trzeba będzie rozebrać "stadion narodowy" i inne stadiony (albo przez lata do nich dopłacać ciężkie dziesiątki milionów...) - dopłacimy do tego ok. 12 mld. Stać nas. Raz na sto lat nas stać. Będziemy mieli z tego jakąś przyjemność. Nie stać nas natomiast na wyrzucanie forsy na "walkę z GLOBCIem", na dokładanie do kolei, na utrzymywanie "służby zdrowia" i niecudacznej (z roku na rok gorszej, niestety!) reżymowej edukacji. To są straty - a nie to "EURO 2012", którego efekty znikną bez śladu. Kto dziś pamięta, że ostatnie "EURO" odbyło się (o ile pamiętam...) w Austrii i Szwajcarii? W innej sprawie: wielu ludzi poruszyła informacja o ostatniej książce znanego polakożercy, p. Tomasza Grossa. Ja p. Grossa uważam za notorycznego kłamcę, płatnego pachołka "Przedsiębiorstwa HOLOKAUST" - i nie mam zamiaru robić tej książce honoru - zastanawiając się, które twierdzenie jest kłamstwem, a które prawdą. Na okładce "ANGORY" było wielkie zdjęcie, przedstawiające grono wojskowych - oraz chłopów, którym najprawdopodobniej kazano wyrównywać czy przekopywać teren w poszukiwaniu kości. Z całą pewnością nie byli to ludzie aresztowani za cokolwiek - to widać po ułożeniu grupy. Jeśli p. Gross ma takie dowody - no to niech sobie szczeka. Zwracam tylko uwagę, iż to, że niektórzy Polacy przekopywali ziemię, szukając kosztowności po zamordowanych Żydach - jest oczywiście prawdą. Pewna - mieszkająca w Szwajcarii - Pani powiedziała mi: "Słuchaj, przecież do dziś na pobojowisku pod Verdun (milion trupów) chodzą ludzie, przekopują ziemię, znajdują stare odznaki, części broni - i tym handlują; czy ktoś nazywa ich hienami"? Natomiast liczby podawane przez p. Grossa są absolutnie niewiarygodne - i tyle.