Młodzi mężczyźni z granicy między Pakistanem i Indiami zostawiają swoje dotychczasowe życie w Pendżabie, by rozpocząć nowe w Southall w zachodnim Londynie. Sami określają siebie jako "fauji" - to pendżabskie określenie żołnierza. Tu nabiera nieco innego znaczenia. "Fauji" to imigrant-widmo, człowiek bez tożsamości, przebywający nielegalnie w Wielkiej Brytanii. Prawdziwą tożsamość ukrywają za kotarą Pracodawcy wykorzystują imigrantów do ciężkiej i często niebezpiecznej pracy.Traktują ich jak zwierzęta, nie wypłacają pieniędzy, a przy okazji oszukują państwo, zatrudniając osoby nielegalnie przebywające w Wielkiej Brytanii. 150 funtów tygodniowo za 12-godzinny dzień pracy (6 dni w tygodniu). Łatwo obliczyć, jak wysoka jest stawka: 2 funty za godzinę. Za taką kwotę fauji potrafią się utrzymać w Londynie i przeznaczyć część swojej wypłaty dla rodziny, która została w Pendżabie. Jak to robią? Mieszkają po kilkanaście osób w jednym lokalu. Okna w ich domach są zawsze zasłonięte grubymi zasłonami. Nie otwierają nieznajomym - nawet, jeśli ktoś przedstawiłby się jako brat ich kolegi. Wszyscy lokatorzy mają swoje klucze. Ci, którzy ich nie posiadają, a chcą się dostać do domu, są podejrzani. Fauji są bardzo ostrożni, bo wiedzą, że to jest gra na śmierć i życie. Boją się, bo nie mają ze sobą żadnych dokumentów. Rzadko wychodzą z domu, a jeśli wychodzą, idą ulicą ze spuszczoną głową, unikając wzroku przechodniów. Ucieczka do raju Ciężko jest się przedostać z Pendżabu na Wyspy. Mimo pracy ponad siły i tragicznej sytuacji życiowej, nie tracą poczucia humoru. - Czy wszyscy przyjechaliście tutaj na pace ciężarówki? - pyta reporter BBC jednego z młodych mężczyzn. - Nie, oni akurat załapali się na samochody z klimą - żartuje fauji. Chwilę później poważnieje. - Wszyscy przyjechaliśmy tu ciężarówkami, ale nikt się do tego nie przyznaje - mówi. Nielegalni imigranci płacą wysoką cenę za życie w Londynie. Zostawiają w Pendżabie swoje rodziny, a w podróż zabierają tylko zdjęcia, wspomnienia i nadzieję, że uda im się zapracować na lepszy byt. Ciężko pracują, często narażając swoje życie, ale wierzą w to, że to jedyny sposób na wyciągnięcie swoich bliskich z biedy. Unikają odpowiedzi na pytania, czy tęsknią za dziećmi. Tłumaczą, że są tu dla ich dobra. - Bardzo ciężko tu pracujemy. Nie chcemy, aby nasze dzieci były w przyszłości zmuszone do tak katorżniczej pracy - mówi jeden z fauji. Droga w nieznane Jeden z rozmówców wspomina swoją pracę na budowie. Spędzał tam każdego dnia 12 godzin, a dniówka wynosiła 35 funtów. Bez doświadczenia, umiejętności, nawet ochronnego obuwia, byli przyjmowani do pracy o której nie mieli pojęcia. Jest w Southall taki punkt, w którym codziennie rano zbierają się fauji. Podjeżdżają samochody, których kierowcy rekrutują pracowników. - Chcesz pracę? - pytają przypadkowych imigrantów. Ci, bez zastanowienia wsiadają do samochodów. Nie wiedzą, gdzie jadą i jaka praca ich czeka. Ważne, że jest i że za nią płacą. Reszta się nie liczy. Nie mają dokumentów, więc muszą się godzić na każde warunki. EKM