Do najgłupszych propozycyj należał postulat, by waga tornistra nie mogła przekraczać 10 proc. wagi dziecka. Z czego by wynikało, że tłuste dzieci miałyby więcej pomocy szkolnych - albo dla chudych należałoby drukować cieńsze podręczniki. Takie są skutki, gdy ktoś zabiera się za rządzenie innymi. Czy robi to Józio Stalin, czy Grono Pedagogiczne, czy Ogół Rodziców, czy Dziennikarze - wyniki są równie głupie. Oczywiście w normalnym państwie nie ma tych problemów, bo pojedynczy ojciec decyduje o swoim pojedynczym dziecku - i jeśli szkoła nie umie rozwiązać problemu zbyt ciężkich tornistrów, to on wie o tym jeszcze przed zapisaniem dziecka do szkoły, więc posyła je do innej, która to potrafi. A ta pierwsza bankrutuje - dokładnie tak samo, jak bankrutuje knajpa, która nie umie rozwiązać problemu niedosmażonych kotletów. A może niektórzy rodzice uważają, że dobrze, iż dzieci wyrabiają sobie krzepę, dźwigając ciężary? To ich problem - i nikogo innego nie powinien obchodzić. Jak mawiał śp. Stefan Kisielewski: "Socjalizm jest to ustrój, w którym bohatersko pokonuje się problemy... nieznane w żadnym innym ustroju!". To właśnie jest taki "problem". Jednak trudno dziwić się rodzicom, że "zrobienia czegoś" domagają się od MEN. To państwo napadło na rodzinę, porwało dziecko i pod przymusem posłało do szkoły, to reżym zatwierdza programy szkół (również rzekomo "prywatnych"!), to reżymowi urzędnicy zatwierdzają podręczniki... ...i biorą łapówki od autorów - właśnie za to, że je zatwierdzili! Rzecz jasna: im grubszy podręcznik, tym droższy - a więc i większe honorarium dla autora - a więc i większą łapówkę może ten autor wręczyć. Dziś uważa się za sukces, jak autor sprzeda 5000 egzemplarzy książki. A tu od razu nakład 100.000 - z gwarantowanym zbytem. I jest to monopol państwowy - przeto łapówkarstwo MUSI kwitnąć w najlepsze. Jest to NIEUNIKNIONE. Jak się nad każdym urzędnikiem postawi policjanta, to jedynym efektem będzie wzrost ceny podręczników - bo trzeba będzie przekupić jeszcze i policjanta... Pal licho koszt i wagę podręcznika - to jeszcze da się przeżyć. Najgorzej jest z treścią tych podręczników. Dobry autor jest ceniony, ma z czego żyć, sam się ceni - więc nie da nikomu łapówki. Łapówki wręczają zazwyczaj miernoty, których podręczników nikt normalny by nie kupił. Gdyby o tym, jaki ser kupi żona na bazarze, decydował urzędnik państwowy, to chyba jest oczywiste, że na bazarze byłyby tylko trzy gatunki sera - te najgorsze, najdroższe - i byłby obowiązek ich kupowania. Albo, być może, serów w ogóle by nie było. Dokładnie tak, jak było za PRLu. Jak działał socjalizm, to nie było nic - a jak łapówkami poprawiano ten absurdalny system - to pojawiały się towary złe i drogie. No, więc euro-socjalizm jest cały czas poprawiany. Jedynym wyjściem jest całkowita likwidacja MEN. Właściciel szkoły na pewno będzie wiedział, jakie kupować podręczniki - a jak nie będzie wiedział, to mu interes, czyli szkoła, zbankrutuje. Bo tego nam potrzeba: by złe szkoły BANKRUTOWAŁY! W tym celu nie trzeba nawet likwidować zasady rzekomo "bezpłatnego" nauczania. Wystarczy wprowadzić zasadę "bonu oświatowego" - i już. Kiedyś rządziły Polską takie partie: AWS i UW. W Sejmie miały większość - i obydwie miały w programie wprowadzenie bonu oświatowego. I wprowadzały go tak samo, jak PO obniża podatki... Bo ustawy opiniują urzędnicy MEN - więc chyba jest oczywiste, że opiniują je negatywnie.