Wcześniej hutników ubezpieczała inna firma ogólnopolska, która twierdzi, że załodze nie dano możliwości wyboru i nakazano przejście do nowego ubezpieczyciela. Agent ubezpieczeniowy Zdzisław M. i sędzia Jacek A. znają się jeszcze ze szkolnej ławy. Potwierdzili to w rozmowie z reporterem RMF, potwierdza to też bliska rodzina jednego z nich. - Oni się znają od szkoły podstawowej. Razem chodzili w kawalerkę, w akademiku w Krakowie razem urzędowali, wódkę chlali - powiedział RMF jeden z członków rodziny. Sędzia był w składzie orzekającym upadłość huty. Od niego agent ubezpieczeniowy musiał wcześniej otrzymać taką informację i wykorzystując sytuację, że hutnikom zmienił się pracodawca, zaproponował ubezpieczenie pracownicze w swojej firmie. Poprzedni, wieloletni ubezpieczyciel potwierdził, że załogę praktycznie zmuszono do wyboru nowej firmy. Syndyk huty w zażyłej znajomości obu panów nie widzi jednak nic złego. - Ten ma ciotkę, tamten ma wujka, ten ma szwagra, znajomego. Jeżeli będziemy tymi kategoriami rozmawiać, to naprawdę jest to tragedia. Każdy będzie w coś tam uwikłany - powiedział syndyk. Agent ubezpieczeniowy mógł na transakcji w hucie zarobić nawet 200 tys. złotych. Okazuje się, że współpraca sędzia - agent ubezpieczeniowy dotyczy nie tylko przypadku Huty Ostrowiec. Scenariusz taki sam jak w Hucie Ostrowiec miał miejsce w innej firmie w Kielcach. Ta również ogłosiła upadłość i agent Zdzisław M. także próbował przejąć jej pracowników od innego ubezpieczyciela. Tym razem nie udało mu się. Kilka lat temu sędzia pod namową swojego znajomego, agenta Zdzisława M. dzwonił z pogróżkami do jego rodziny. Sprawę badała prokuratura. Potwierdzono, że z pogróżkami dzwoniono z telefonu sędziego. Nie udało się jednak stwierdzić, że to sam sędzia dzwonił. Duet sędzia-agent ubezpieczeniowy ograniczył liczbę swoich spotkań po ubezpieczeniu załogi Huty Ostrowiec. Ostatnio jednak obaj panowie znowu widują się coraz częściej.