Pana dom pełen jest rzeźb i płaskorzeźb. Co ciągnie do drewna kierownika działu przewozów i zamówień publicznych jędrzejowskiego PKS-u? - Ciągnęło mnie od zawsze. Jako dziecko pasłem krowy i z nudów coś trzeba było robić. Każdy chłopak miał scyzoryk, a tzw. opoki, czyli miękkiej skały było wiele na polach. Najbardziej lubiłem rzeźbić twarze, takie z sumiastymi wąsami. Kiedyś wyszło mi popiersie Lenina, to mi je zabrali do szkoły. Jako materiał rzeźbiarski sprawdzał się też kamień pińczowski. U nas, w Miąsowej jest on na tzw. "koszarskiej" górze, tam, gdzie niegdyś się mieściły carskie koszary. Kamień jak go się z ziemi wydobędzie jest miękki, potem twardnieje. Z moim bratem Edwardem, obecnie jędrzejowskim notariuszem, wykonaliśmy wiele rzeźb. Rzeźbę Edwarda, zwanego przez nas Krzyśkiem, murarz, pań Cichoń, wbudował w nowy rodzinny dom. Może i dobrze, bo wiele z prac było porozrzucanych w domu czy ogródku. Moja żona skrzętnie je pozbierała i teraz zdobią moją posesję. Kiedy stał się pan dorosły, także miał chęć do rzeźbienia? - Chęć była, ale nie było czasu. Zacząłem pracować w kopalni węgla "Sosnowiec" jako górnik dołowy, przede wszystkim pracowałem. Ale raz trafiła się awaria, kozik każdy górnik ma pod ręką, więc wyrzeźbiłem w kamieniu węgielnym głowę górnika. Kamień węgielny jest miękki, nie to co węgiel. W kopalni pracowałem w latach 1976-1988, potem przeszedłem do jędrzejowskiego PKS-u i tak już zostałem do dziś. Kto pan zdopingował do artystycznej twórczości? - Żona widziała we mnie artystę, mówiła: masz talent, nie wolno ci go zmarnować. Krzyczy na mnie, że nie kupiłem sobie porządniejszych dłutek, tylko mam stare, połamane. Zresztą lubię rzeźbić scyzorykiem. Teraz to już głównie w drzewie. Najwięcej jest topoli, ale to kiepski materiał, bo jest włóknista. Czasami trafił się kasztan czy wierzba. Kiedyś żona zawiozła moje rzeźby na doroczną wystawę twórców nieprofesjonalnych w Domu Kultury. Zobaczył je tam pan Abramowicz, który ma sklep z wyrobami z drewna. Spotkał mnie i mówi, że moje prace mu się podobają, więc pomoże mi załatwić lipowe drewno. No wtedy, to była inna praca, bo lipa jest świetnym materiałem rzeźbiarski. Lipowe drzewo dostałem też od doktora Andrzeja Hatnego, jak wycinał drzewa przed domem. Jaką tematykę lubi pan najbardziej? - Bardzo lubię historię, rzeźbię więc postacie historyczne: Bolesława Chrobrego, Napoleona, husarza, wiarusa napoleońskiego, kozaka zaporoskiego. Muszę sięgnąć do starych rycin, by oddać wszystkie szczegóły. Postać Piłsudskiego wyrzeźbiłem, jak na pomniku w Warszawie. Przy bitwie pod Grunwaldem wzorowałem się na Matejce. Pierwowzorem legionisty był brat ojca, który służył w II pułku piechoty Legionów. Wyrzeźbiłem też scenę kamieniowania św. Szczepana, patrona naszej parafii. Żony pan nie wyrzeźbił? - Owszem i to w formie aktu, który wisi u nas w łazience. Dużo czasu trzeba, by powstała np. płaskorzeźba? - Jak mam czas i wezmę się do roboty, to ze dwa tygodnie. Wtedy jakiś amok mnie ogarnia i pracuję, aż bąble mi się robią na dłoniach. Teraz czasu coraz mniej, bo mamy rodzinny dom dziecka, więc mam mnóstwo obowiązków. Rozmawiała Beata Znojkowa.