W maju 2006 roku Sąd Rejonowy w Kielcach skazał w procesie dotyczącym korupcji przy przyznawaniu świadczeń ZUS 16 osób: czwórkę lekarzy, w tym troje orzeczników ZUS oddziału w Kielcach, pośredników w procederze oraz osoby starające się o świadczenia. Dwojgu lekarzom orzecznikom sąd wymierzył kary więzienia bez zawieszenia w wymiarze dwóch lat i półtora roku oraz kilkuletnie zakazy zajmowania stanowisk związanych z orzekaniem świadczeń społecznych. Wobec pozostałych oskarżonych sąd orzekł kary w zawieszeniu. Oskarżeni mieli też zapłacić grzywny. Od wyroku sądu pierwszej instancji odwołało się siedmioro oskarżonych, w tym czworo lekarzy. W międzyczasie obrońcy dwóch oskarżonych, w tym lekarza, który nie był orzecznikiem i został skazany za przekazanie łapówki oraz antydatowanie zaświadczenia lekarskiego, wycofali apelacje. Na piątkowej rozprawie w mowie końcowej obrońcy oskarżonych podnosili m.in., że jedynym dowodem winy ich klientów są pomówienia złożone przez pracownicę ZUS Teresę Z., oskarżoną o to, że była główną pośredniczką w procederze. Zdaniem mecenasów wyjaśnienia Teresy Z. są niekonsekwentne, sprzeczne i nielogiczne, a kobieta, która samodzielnie prowadziła korupcyjną działalność, złożyła je po to, by przerzucić odpowiedzialność na lekarzy i wyjść z aresztu. Według nich brakuje innych, pewnych dowodów. Adwokat ówczesnego zastępcy głównego lekarza-orzecznika Jacka L., Jarosław Kosowski, nazwał wyjaśnienia Teresy Z. gołosłownymi i absurdalnymi. Podnosił, że w jednym przypadku, w czasie gdy jego klient miał od niej przyjąć korzyść majątkową, był na nartach i nie orzekał w danej sprawie. Adwokaci lekarzy wnosili o uniewinnienie lub - z ostrożności procesowej - o zawieszenie wykonania kar albo zwrócenie sprawy do ponownego rozpoznania. Mec. Tankred M. Grabowski podkreślił, że jego klientka Krystyna T.-K., oskarżona o przyjęcie kilku tysięcy złotych, została skazana na taką samą karę - dwa lata więzienia - jak Lew Rywin, oskarżony o obietnicę korzyści majątkowej w wysokości 18 mln dolarów. Wszyscy oskarżeni wnieśli o uniewinnienie. Prokurator Sławomir Mielniczuk podkreślił, że sprawa nie zaczęła się od wyjaśnień współoskarżonych, lecz od rozmów telefonicznych nagranych przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego, w których m.in. bardzo często padało sformułowanie "odwdzięczyć się". Przypomniał, że wśród dowodów są m.in. przekazy pocztowe. Prokurator powiedział, że wytworzono taką atmosferę, iż osoby, którym się renty należały, płaciły za ich otrzymanie. Według niego, w procederze uczestniczyli lekarze, nie tylko pośredniczki. "Nie ma łapówek bez tych, którzy mają władzę" - powiedział. Oskarżyciel wniósł o odrzucenie apelacji. Większość spośród kilkunastu oskarżonych o wręczenie łapówki lub o pośrednictwo w procederze podczas procesu przyznała się do winy. Nie przyznał się żaden z lekarzy. Prokuratura nie stwierdziła, by renty za łapówki przyznawano osobom zdrowym, ale że płacili chorzy ludzie, nawet z chorobami onkologicznymi, którzy bali się, iż nie otrzymają świadczenia. Śledztwo w sprawie korupcji w ZUS w woj. świętokrzyskim prowadziła Delegatura ABW w Radomiu pod nadzorem kieleckiej prokuratury okręgowej. Funkcjonariusze założyli podsłuch telefoniczny mieszkańcowi Starachowic. Mężczyzna miał znajomości w ZUS w Starachowicach i w Kielcach. Według ustaleń śledztwa, wykorzystywał je do świadczenia "swoistych usług" pośredniczenia w "załatwianiu rent". W trakcie prowadzonych czynności starachowiczanin zmarł, ale dzięki podsłuchowi telefonicznemu natrafiono na pośredników uczestniczących w procederze. "Interes" przejęła zresztą jego żona. W kwietniu 2004 roku ABW zatrzymała dziesięć osób, w tym pracowników ZUS, a w czerwcu - czterech lekarzy. Dwoje spośród lekarzy: Krystyna T.-K. oraz Jacek L. od momentu zatrzymania do grudnia 2004 roku przebywali w areszcie. Nie są już pracownikami ZUS. Trzy miesiące spędziły w areszcie dwie pośredniczki.