Orzeczenie w tej sprawie nie zawiera uzasadnienia. Napisano jedynie, że Henryk Pawelec jako członek Światowego Związku Żołnierzy AK był obwiniony o to, że "w 2011 roku publicznie nazwał śp. Mariana Sołtysiaka "Barabasza" "zbrodniarzem, którego upamiętnienie byłoby zbrodnią". Za to - jak stwierdzono - na podstawie statutu Związku został z niego usunięty przez sąd w trzyosobowym składzie. "Rozprawy w sprawie Henryka Pawelca odbywały się za zamkniętymi drzwiami. Sędziowie odrzucili wniosek o przesłuchanie Alicji Skibińskiej i Joanny Tokatskiej-Bakir, które badały historię oddziału Wybranieckich" - napisała piątkowa "Gazeta Wyborcza". - Jest mi bardzo przykro - powiedział Henryk Pawelec. Pytany, czy odwoła się od wyroku, odpowiedział: "Nie wiem, co zrobię". Wyjaśnił, że był gotów przeprosić rodzinę "Barabasza", ale - jak mówił - własnymi słowami, a nie formułą, którą narzucał mu sąd koleżeński. Wypowiedź Pawelca sprzed roku była komentarzem do pomysłu uczczenia "Barabasza" - dowódcy oddziału AK Wybranieccy - tablicą pamiątkową w Chmielniku. - To byłaby zbrodnia, bo to był zbrodniarz. Gdyby to ode mnie zależało, to bym się spalił ze wstydu - ocenił Pawelec, dowódca zwiadu konnego w oddziale Wybranieckich, w rozmowie z dziennikarką "Tygodnika Powszechnego" Zuzanną Radzik. Artykuł "Bohater i Żydzi" ukazał się w czerwcu zeszłego roku. Jego autorka, opierając się na badaniach historyków, przytoczyła fakty mordowania Żydów i ukrywających ich Polaków przez partyzantów dowodzonych przez "Barabasza". Pawelec opowiedział jej m.in. o akcji w Chęcinach, podczas której "Barabasz" miał ukraść biżuterię skazanego na śmierć konfidenta i tej samej nocy zanieść łup narzeczonej. Według "Andrzeja", "Barabasz" rozkazał rozstrzelać mężczyznę, obwiniając go o współpracę z gestapo, tymczasem rzeczywistym powodem była zazdrość o kobietę. Henryk Pawelec twierdzi, że o niektórych tego typu zdarzeniach wiedział już w czasie wojny, ale o niektórych dowiedział się dopiero w latach 90., po powrocie z emigracji. Artykuł "Tygodnika Powszechnego" wywołał oburzenie rodziny zmarłego w 1995 r. Sołtysiaka, a także wśród kombatantów. Władze okręgu kieleckiego ŚZŻAK wystąpiły do sądu koleżeńskiego o wykluczenie Pawelca z szeregów związku. W obronie "Andrzeja" wystąpił prezes Stowarzyszenia im. Jana Karskiego Bogdan Białek, który opublikował list otwarty. W ocenie Białka, Henryk Pawelec złamał zmowę milczenia, jaka obowiązywała wokół wojennej działalności Mariana Sołtysiaka "Barabasza"; głośno potwierdził to, o czym dotychczas mówiono tylko szeptem, a o czym od niedawna zaczęli pisać naukowcy. "Oskarżyciele Pawelca dobrze wiedzą, że mówi on o "Barabaszu" prawdę. Przyznają to zresztą publicznie, zarzucają mu tylko, że "ma za długi język i opowiada rzeczy, które powinien zachować dla siebie". Zachowując się w ten sposób, stają się współwinnymi mordów popełnionych przed laty. Nie zyskuje się prawdziwego szacunku kłamstwem. Honoru nie przynosi ukrywanie prawdy" - napisał Białek na stronie internetowej stowarzyszenia. Pod listem podpisało się ponad 150 osób. Według Instytutu Męczenników i Bohaterów Holocaustu Yad Vashem w Jerozolimie, grupa żydowskich uciekinierów z kieleckiego getta, która w 1943 roku znalazła schronienie u Stefana Sawy ze wsi Brzechów koło Daleszyc, została w 1944 roku zamordowana przez partyzantów AK, dowodzonych przez Mariana Sołtysiaka "Barabasza". Stefan Sawa otrzymał pośmiertnie (w 1991 r.) tytuł "Sprawiedliwego wśród narodów świata". Henryk Pawelec (ur. 1921) był w kielecko-radomskim okręgu AK osobą do zadań specjalnych, współzałożycielem, a także dowódcą zwiadu konnego oddziału Wybranieccy, brał udział w Akcji "Burza". Jesienią 1945 roku przedzierając się przez Niemcy i Austrię dołączył do II Korpusu gen. Andersa i w 1946 roku z tym korpusem przybył do Anglii. Tam poznał żonę, z którą w 1992 r. - po 47 latach spędzonych na obczyźnie - wrócił do Kielc. Marian Sołtysiak "Barabasz" (1917-1995) to jedna z legend partyzantki na Kielecczyźnie; był dowódcą dywersji Obwodu Kieleckiego AK i komendantem oddziału Wybranieccy, uczestniczył w Akcji "Burza". W PRL stanął z podkomendnymi przed sądem. Skazano go na siedem lat więzienia, jednak wyszedł na wolność po trzech latach, w 1954 roku. Pełnił ważne funkcje w Związku Bojowników o Wolność i Demokrację. W latach 90. wyroki zweryfikowano i uznano skazanych za niewinnych.