Kobieta zgłosiła się do Szpitala Specjalistycznego imienia świętego Łukasza w Końskich 9 lutego po południu, z mocnym bólem brzucha. Przeprowadzono badanie USG i KTG. Lekarz uspokoił ją, że z dzieckiem wszystko jest w porządku i skierował na oddział ginekologiczno-położniczy. Po trzech godzinach powtórzono badanie. Dziecko już nie żyło. Wieczorem, po tym, jak stwierdzono, że kobieta powinna urodzić martwe dziecko siłami natury, podano jej zastrzyk na wywołanie porodu. Po bezskutecznych próbach, w południe następnego dnia, lekarze zdecydowali o cesarskim cięciu. Jak podaje w rozmowie z "Echem Dnia" partner kobiety, martwa dziewczynka ważyła prawie pięć kilogramów. Mężczyzna oskarża lekarzy o zaniedbanie obowiązków. Tłumaczy, że przez kilka lat starali się o dziecko. Kierownik oddziału ginekologicznego wyjaśnia, że pacjentce wykonano wszystkie odpowiednie badania i nic nie wskazywało, że może dojść do tragedii, bo wyniki "nie odbiegały od normy". Przeprowadzono już sekcję zwłok dziecka. Jak poinformował lekarz, "nie stwierdzono wad". Sprawę bada Prokuratura Rejonowa w Końskich.