Do zdarzenia doszło w nocy z 6 na 7 czerwca w Kielcach. Policjanci zostali powiadomieni o awanturze rodzinnej w mieszkaniu ich kolegi po fachu. Członkowie patrolu interwencyjnego zdołali wyprowadzić z mieszkania żonę policjanta, jej matkę oraz 2,5- letnie dziecko. Funkcjonariusz zabarykadował się w mieszkaniu. Groził, że popełni samobójstwo. Dwukrotnie strzelił. Negocjatorzy skłonili w końcu mężczyznę do złożenia broni. Został zatrzymany przez policjantów z sekcji antyterrorystycznej. Był nietrzeźwy. W śledztwie ustalono, że mężczyzna oddał dwa strzały ze służbowego pistoletu - jeden w mieszkaniu, drugi przez okno. Po zatrzymaniu desperata prokuratura przedstawiła mu zarzut usiłowania zabójstwa, za co mógł zostać skazany nawet na dożywotnie więzienie. Jak powiedział zastępca prokuratora rejonowego Jarosław Sarba, w śledztwie zarzut zmieniono, gdyż z przeprowadzonego na miejscu zdarzenia eksperymentu i z opinii biegłego balistyka wynika, że policjant - strzelając - nie naraził nikogo na niebezpieczeństwo; strzelał, aby policjanci "odstąpili od czynności służbowych". Policjantowi grozi teraz kara do trzech lat pozbawienia wolności. Nie przyznał się do winy. 35-letni mężczyzna służył w policji od 12 lat, ostatnio w komisariacie w podkieleckim Bodzentynie. Był specjalistą ds. prewencji, pracował też jako negocjator.