Dla Sandomierza może to oznaczać katastrofę na niewyobrażalną skalę, a dla Polski totalną kompromitację. O dramatycznej sytuacji na sandomierskiej Starówce pisaliśmy kilka tygodni temu. Przypomnijmy, na skutek ruchów lessowego podłoża pęka stara sieć wodociągowa biegnąca pod Starym Miastem. Wycieki wody powodują kolejne rozmycia wzgórza, na którym leży Starówka. Według naukowców z Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie, miastu zagraża katastrofa budowlana na niewyobrażalną skalę, bo całe naszpikowane bezcennymi zabytkami Stare Miasto, może po prostu ''spłynąć''. Niedawno awaria wodociągów spowodowała zapadnięcie się chodnika w Rynku, woda częściowo zalała biegnącą lochami podziemną trasę turystyczną i zagroziła fundamentom średniowiecznych kamienic. Pieniądze dla ''swoich'' Sandomierz ma projekt rewitalizacji Starego Miasta. Jego podstawowym założeniem jest wymiana mającej kilkadziesiąt lat sieci wodociągowej. Koszty inwestycji (ok. 11 mln euro) przekraczają jednak możliwości finansowe miasta. Dlatego Sandomierz wystąpił o dotację ze środków europejskich. Poprzedni minister kultury wpisał projekt na listę tzw. projektów kluczowych, mających zapewnioną dotację. Nowy minister, Bogdan Zdrojewski, skreślił projekt, jednak dał słowo honoru, że znajdzie się on na tzw. liście kluczowej, tyle że innego resortu. W ostatni piątek okazało się, ile jest warte słowo ministra. Projekt Sandomierza nie znalazł się na liście przedstawionej przez minister rozwoju regionalnego Elżbietę Bieńkowską, która preferuje swój rodzinny Śląsk i bogate regiony. Oby starczyło czasu Skreślenie sandomierskiego projektu z listy oznacza narażenie bezcennego Starego Miasta na zagładę. Sytuacja wymaga podjęcia natychmiastowych prac, więc teraz miasto musi ubiegać się o pieniądze w drodze konkursu, co oznaczać będzie, w najlepszym wypadku, kilkumiesięczną zwłokę. Oby nie okazało się, że wtedy będzie już za późno.