Poinformował o tym dzisiaj zastępca prokuratura okręgowego Janusz Bors. Prokurator nie powiedział, czy b. wiceministrowi spraw wewnętrznych i administracji oficjalnie postawiono już te zarzuty. Trwa przesłuchanie Sobotki, który dzisiaj przed godz. 9 przyjechał do kieleckiej prokuratury w towarzystwie swojego obrońcy i ochroniarzy. Nie wyglądał na zdenerwowanego. Właściwie jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. - Długo czekałem na ten czas. Nareszcie nastąpił. Szkoda, że tak późno - przyznał. Ochroniarze odepchnęli próbujących rozmawiać z byłym wiceministrem dziennikarzy. - Przyjechaliśmy wyjaśnić oczywiste nieporozumienia, którymi sprawa obrosła - powiedział dziennikarzom adwokat Sobotki Wojciech Tomczyk. Zdaniem mecenasa Tomczyka, były wiceminister jest spokojny. Przesłuchanie Zbigniewa Sobotki może potrwać kilka godzin i niewykluczone, że nie zostanie zakończone w ciągu jednego dnia. Możliwe też, że dojdzie później do konfrontacji z komendantem głównym policji, generałem Antonim Kowalczykiem. Na pewno nie dowiemy się dzisiaj niczego nowego, chyba że znów coś przecieknie... Historia starachowickiego przecieku nie jest skomplikowana. Oto na początku lipca w mediach pojawia się zapis rozmowy telefonicznej, podczas której poseł Andrzej Jagiełło informuje swoich kolegów z lokalnych organów SLD, że przeciwko nim i powiązanym z nimi gangsterom CBŚ planuje akcję. W rozmowie pada nazwisko Zbigniewa Sobotki. Wiceminister idzie na urlop. Później w prokuraturze Jagiełło obciąża swego kolegę, posła Henryka Długosza, który miał te informacje słyszeć od wiceszefa MSWiA i powtórzyć je Jagielle. Długosz obciąża Jagiełłę. Jednocześnie obaj mówią, że Sobotka jest niewinny. Z dwumiesięcznego urlopu do pracy w MSWiA próbuje wrócić sam Sobotka. Na arenę wkracza jednak minister sprawiedliwości Grzegorz Kurczuk i mówi, że Sobotka wracać nie powinien, bo interesuje się nim prokuratura. Kolejny zawodnik tej gry, szef MSWiA, Krzysztof Janik ustępuje i zmienia zdanie co do powrotu swego współpracownika. Cały czas zapewnia jednak, że ufa swemu wiceministrowi. 30 września kielecka prokuratura występuje o zgodę na uchylenie immunitetu wiceministra, czyli na postawienie zarzutów. 3 października Sobotka rezygnuje z funkcji wiceszefa MSWiA. W sprawie zeznają "grube ryby", m.in. szef policji Antoni Kowalczyk. Po jego zeznaniach gazety piszą, że komendant kłamał: najpierw mówił, że nic nie mówił Sobotce o planach CBŚ, później przyznał, że coś jednak powiedział. Dzień po ujawnieniu tych rewelacji tę wersję potwierdza także minister sprawiedliwości. To z kolei sprawia, że można mówić o - już całkowicie otwartym - konflikcie między Kurczukiem a Janikiem. Sprawa dzieli SLD. Rozgrywka między "Kurczukantami" i "Janikersami" przybiera na sile. Kowalczyk przez kilka dni tłumaczy się, że nic nie mówił Sobotce, ale w uzasadnieniu wniosku o uchylenie immunitetu b. wiceszefowi MSWiA - który również przeciekł do prasy - prokurator z Kielc obciąża Sobotkę i Kowalczyka. W ubiegły czwartek Sobotka zrzeka się immunitetu poselskiego i nadal twierdzi, że z całą sprawą nie miał nic wspólnego: Jeżeli takie są właśnie zarzuty i dowody prokuratury, to cała sprawa jest zarówno śmieszna, jak i tragiczna. Czy rzeczywiście, tego dowiemy się w najbliższych dniach.