Wojciech Bernatowicz został prawomocnie skazany na 3,5 roku pozbawienia wolności, 100 tys. zł grzywny i ośmioletni zakaz pełnienia funkcji publicznych za przyjęcie ponad 95 tys. zł łapówek, które też musi zwrócić. W związku z prawomocnym wyrokiem wygasł jego mandat prezydenta Starachowic przed upływem kadencji. 4 października ub. roku Bernatowicz rozpoczął odbywanie kary. Kasacje w sprawie b. prezydenta wnieśli do Sądu Najwyższego jego obrońcy, mecenasi Kazimierz Jesionek i Piotr Mazur. Zarzucali oni sądom niższych instancji błędne ustalenia faktyczne i domagali się uchylenia wyroku skazującego. - Pieniądze, które oskarżony Bernatowicz przyjmował, świadkowie przekazywali mu dobrowolnie, a on nie brał ich dla siebie, lecz przeznaczał je na cele społeczności lokalnej, m.in. organizację pikników i podobnych wydarzeń. Swojego majątku nie powiększał - mówił w SN mec. Mazur, tym uzasadniając swój pogląd, że takich pieniędzy nie można uznać za łapówkę dla prezydenta. Podkreślał też, że proces potwierdził, iż prezydent nigdy nie wpływał na przetargi w gminie. Mec. Jesionek wskazał, że należy uchylić wyrok wobec Bernatowicza w części dotyczącej skazania go za namawianie innej osoby do składania fałszywych zeznań. Jak zauważył, już wcześniej sąd uniewinnił pracownicę magistratu, której przedstawiono zarzut działania w tej sprawie w porozumieniu z prezydentem. Prokurator Prokuratury Generalnej Zbigniew Siejbik był za oddaleniem kasacji obrońców Bernatowicza jako "oczywiście bezzasadnych", bo nie przynosiły nic nowego poza powtarzaniem argumentów apelacji - a tego zabrania prawo. Zaprzeczając słowom obrony, że skazany nie brał pieniędzy dla siebie, prokurator wskazał: "aby oskarżony mógł wydać pieniądze na cel społeczny, musiał je posiadać". SN uznał obie kasacje obrony za oczywiście bezzasadne, jako powielające zarzuty apelacji. Według SN, skazując prezydenta miasta, nie naruszono ani prawa materialnego, ani procedury. - Skazany otrzymywał pieniądze, gdyż był prezydentem miasta Starachowice. Gdyby nim nie był, żadnych pieniędzy od przedsiębiorców by nie otrzymał - istnieje więc związek przyczynowo-skutkowy między otrzymaniem pieniędzy a pełnieniem funkcji publicznej - wskazał w ustnym uzasadnieniu czwartkowego wyroku sędzia Krzysztof Eichstaedt. Prokuratura Apelacyjna w Krakowie oskarżyła Bernatowicza o to, że od 2008 do 2011 r., gdy był prezydentem Starachowic, brał łapówki od prezesów Zakładu Energetyki Cieplnej w Starachowicach i dostarczyciela opału do spółki komunalnej. Inny zarzut dotyczył nakłaniania świadka do składania fałszywych zeznań, w czym prezydentowi miała pomagać pracownica magistratu. Prezydent Starachowic został zatrzymany przez CBA pod koniec sierpnia 2011 r. Początkowo nie przyznawał się do zarzutów i odmawiał składania wyjaśnień. Został aresztowany, a w listopadzie 2011 r. - po przyznaniu się przez niego do zarzutów korupcji - areszt uchylono. Prokuratura zastosowała wtedy wobec niego poręczenie majątkowe w wysokości 90 tys. zł oraz zakaz opuszczania kraju. Ponownie zatrzymano go 2 grudnia 2011 r. pod zarzutem nakłaniania świadka do składania fałszywych zeznań. Nie przyznał się, został aresztowany z obawy o matactwo. Wyszedł z aresztu w marcu 2012 r. - po przesłuchaniu głównych świadków oskarżenia w jego sprawie i wpłaceniu 75 tys. zł poręczenia majątkowego. Wtedy też prezydent został również zawieszony w czynnościach służbowych. W styczniu 2013 r. Bernatowicz został skazany na 3,5 roku więzienia, a 11 września w procesie apelacyjnym wyrok został utrzymany w mocy. W sierpniu 2012 r. w Starachowicach odbyło się referendum w sprawie odwołania Bernatowicza; nie było ono ważne ze względu na zbyt niską frekwencję. Uchwałę wygaszającą mandat prezydenta Bernatowicza radni podjęli we wrześniu 2013 r., uprawomocniła się ona w marcu 2014 r. po orzeczeniu Naczelnego Sądu Administracyjnego. W maju odbyły się wybory prezydenta Starachowic, w których wygrał kandydat SLD Sylwester Kwiecień.