Nie wiadomo ile będzie kosztować sprywatyzowanie przychodni, ani ile osób straci pracę. Bezrobocie to jeden problem takiego rozwiązywania problemów kieleckiej służby zdrowia, drugi to utrudnienia, na jakie narażeni będą pacjenci. Może się bowiem okazać, że będą mieć kłopoty z dostaniem się do lekarzy, nie mówią już o skierowaniach do specjalistów. Już teraz w 200-tysięcznych Kielcach w zwykłej przychodni przyjmuje tylko jeden okulista, emeryt, który zapowiada, że wkrótce odejdzie, bo - jak mówi - nie może już dłużej pracować w takich warunkach. Wprawdzie w wielu miastach działają niepubliczne ZOZ-y i większość pacjentów je chwali, to jednak mają one jedną, ale znaczącą przewagę nad kieleckim: wprowadzano je dłużej. - Zazwyczaj trwało to 2 lata, a my musimy to zrobić w ciągu kilku miesięcy, bo sytuacja jest podbramkowa - tłumaczy prezydent Kielc Wojciech Lubawski. W tej chwili utrzymanie ZOZ w Kielcach kosztuje miasto pół miliona złotych miesięcznie.