Jak tłumaczyła w poniedziałek prokurator, badano czy ewentualne nieprawidłowe poinformowanie o zagrożeniu i sposób przeprowadzenia ewakuacji mieszkańców przez służby publiczne mogły przyczynić się do śmierci czterech osób, których ciała wyłowiono z rozlewiska. W toku postępowania prokuratura przesłuchała, m.in. starostę sandomierskiego, burmistrza miasta, pracowników zespołu zarządzania kryzysowego oraz mieszkańców. Kompleksową opinię w sprawie prawidłowości ewakuacji przygotowała dla śledczych Szkoła Główna Służby Pożarniczej w Warszawie - ekspertyza okazała się wiążąca dla sprawy. Wynika z niej, że działania starosty i burmistrza związane z ewakuacją były prawidłowe. Eksperci oceniali sposób ogłoszenia pogotowia przeciwpowodziowego i alarmu powodziowego na terenach zagrożonych zalaniem, sposób poinformowania mieszkańców o zagrożeniu powodzią i przeprowadzenie ewakuacji. - Z opinii wynika, że władze działały zgodnie z opracowanymi wcześniej przez sandomierski samorząd planami postępowania podczas zagrożenia powodziowego i ewakuacyjnym - mówiła Sowińska-Lalek. Jak dodała, plany i sposób przeprowadzenia akcji eksperci szkoły pożarniczej ocenili bardzo wysoko. Podczas ewakuacji wyznaczone zespoły ludzi chodziły od domu do domu - informowały mieszańców prawobrzeżnego Sandomierza o zagrożeniu powodzią, namawiały do ewakuacji. Aby nie siać paniki, nie używano syren alarmowych, co eksperci ocenili pozytywnie. Według prokurator władze Sandomierza działały w ekstremalnych warunkach - musiały adekwatnie reagować na informacje o coraz wyższym stanie Wisły. - Śmierć tych osób to wielka tragedia, ale nie była efektem zaniedbań ze strony funkcjonariuszy publicznych, którzy prawidłowo poinformowali o zagrożeniu - podkreśliła. Powódź zalała prawobrzeżny Sandomierz w nocy 19 maja 2010 r. W ciągu następnych kilku dni wyłowiono z wody zwłoki pięciu osób w wieku od 50 do 88 lat. Prokuratura od czerwca badała sprawę śmierci czterech z nich, m.in. niepełnosprawnej kobiety. Jak mówiła prokurator, kobieta, gdy pojawiło się zagrożenie, nie chciała opuścić swojego domu, mimo namowy własnego syna. Do prokuratury nie wpłynęły doniesienia w sprawie ewakuacji. Cześć mieszkańców skarżyła się mediom, że nie zostali ostrzeżeni o nadchodzącej powodzi i nie wiedzieli o ewakuacji.