Jednym z powodów, które sprawiają, że Wojciechowi B. zależy na powrocie na stanowisko jest pensja. Jako prezydent zarabiał on ponad 12 tysięcy złotych miesięcznie. Po decyzji sądu o zawieszeniu go w czynnościach służbowych, mężczyzna stracił najpierw połowę, a potem całe wynagrodzenie. Wcześniej próbował jeszcze walczyć o pensję przedstawiając zwolnienie lekarskie, jednak i ten sposób okazał się nieskuteczny. Droga sądowa była ostatnią, jaką mógł wykorzystać. Okazało się, że i na niej nie udało mu się wygrać. Były prezydent zasiada na ławie oskarżonych w procesie o korupcję, który toczy się w starachowickim sądzie. Prokuratura Apelacyjna w Krakowie oskarżyła go o to, że od 2008 do 2011 roku, gdy pełnił funkcję publiczną prezydenta Starachowic, przyjął łapówki od przedstawicieli starachowickich spółek komunalnych w łącznej kwocie blisko 96 tys. złotych. Kolejny ciążący na nim zarzut dotyczy nakłaniania świadka do składania fałszywych zeznań. Wojciech B. został zatrzymany przez CBA pod koniec sierpnia 2011 roku. Przed sądem przyznał się do korupcji, ale zaprzeczył, jakoby nakłaniał świadka do składania fałszywych zeznań. Samorządowcowi grozi do 10 lat więzienia.