Na skrzyżowaniu policyjny radiowóz uderzył w prawy bok malucha. Prokuratura umorzyła najpierw sprawę, uznając, że winny jest kierowca Fiata 126p. Teraz będzie badać, czy oszustwa nie dopuścili się policjanci i biegły. Funkcjonariusze twierdzą, że zatrzymali się na czerwonym świetle; gdy ruszyli, wjechał na nich maluch. Co innego widać jednak na taśmie z kamer umieszczonych na skrzyżowaniu. To rozpędzony radiowóz z dużą siłą uderzył w malucha, gdy ten na zielonym świetle opuszczał już skrzyżowanie. Tymczasem biegły napisał w opinii to, co chcieli policjanci. Napisał ją - jak sam stwierdził - na podstawie kaset i zdjęć. - Nie wiem, jaką kasetę pan biegły oglądał. Może jakiegoś pornosa, albo zdjęcia z "Playboya". Gdyby oglądał tę kasetę z monitoringu, widziałby jak zdarzenie miało miejsce - mówi ojciec kierowcy malucha. Według policjantów, radiowóz jechał na wezwanie i na sygnale. Dziś nie sposób tego jednoznacznie stwierdzić. Wiadomo, że tymczasowo zamocowany policyjny "kogut" był dla kierowcy malucha niewidoczny. Mimo braku rozstrzygnięcia, poszkodowany dostał już wezwanie do zapłaty 8 tys. złotych za zniszczenie radiowozu. Pod dokumentem podpisał się zastępca komendanta wojewódzkiego policji w Kielcach.