- Nic z tego dobrego dla szpitala i dla pacjentów nie wyniknie - mówi dyrektor ostrowieckiego szpitala. Tłumaczy, że koszty przyjmowania pijanych będą musiały być pokryte z pieniędzy przeznaczonych na leczenie innych - trzeźwych mieszkańców miasta. Likwidacji izby nie chcą też pracownicy "wytrzeźwiałki", i to nie tylko dlatego, że mogliby stracić pracę. Jak tłumaczą, od początku roku przyjęli ponad 900 osób, czym - jak mówią - zapewnili spokojny sen rodzinom pijanych. Prezydent Ostrowca zastanawia się, jak rozwiązać ten problem. Pojawiają się już plany powołania przyszpitalnego oddziału z osobnym funduszem. Podobne kłopoty ma też wiele innych polskich miast. A jak z pijanymi radzą sobie władze innych państw? We Francji na przykład nie ma izb wytrzeźwień. Ale nie dlatego, że amatorzy wytrawnego "Bordeaux" się nie upijają. Po prostu na mocno podchmielonych obywateli czekają specjalne cele na komisariatach policji. W ten sposób pijani Francuzi nie są narażeni na kontakt z aresztowanymi, często groźnymi przestępcami. Pobyt w "celi wytrzeźwień" nie może być dłuższy niż 6 godzin. Specjaliści twierdzą, że czas ten jest wystarczający do wytrzeźwienia. Zanim jednak policjanci wtrącą jakiegoś podchmielonego człowieka do celi, muszą otrzymać na to zgodę lekarza, który potwierdzi, że delikwent nie potrzebuje opieki lekarskiej. W przeciwnym razie, pijana osoba zostaje przyjęta na ostry dyżur.