Nie można z niej korzystać, bo wciąż trwa załatwianie formalności w Narodowym Funduszu Zdrowia i urzędzie marszałkowskim. Dyrektor szpitala uważa, że urzędnicy nie chcą pójść na rękę szpitalowi. Pacjentów nie ma, bo nie było umowy. - Nie jest to wina szpitala. Moim zdaniem jest to wina NFZ - powiedział Jan Gierada, szef szpitala. Urzędnicy zarzucają dyrekcji, że zbyt późno wystąpiła o przekazanie części kontraktu na dializowanie. - Nasz oddział może wyrazić zgodę na ewentualną cesję umowy w zakresie wykonania dializ po wyrażeniu opinii organu założycielskiego, Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego. W tej chwili pacjentom nic złego nie grozi - twierdzi przedstawiciel NFZ. - Pewnie to i prawda, a że ktoś musi przychodzić na dializę o godz. 2. w nocy, to już dla urzędników drobiazg. Kilka razy musiałam przychodzić na dializę nocną. Potem nie mogłam spać, bo bardzo bolała mnie głowa - mówi RMF jedna z pacjentek. - Mamy coraz większe trudności. Pracujemy już na cztery zmiany i czwarta zmiana zaczyna się od północy i kończy ok. godz. 4 nad ranem. Tych osób na czwartą zmianę jest bardzo dużo i jesteśmy zablokowani w przyjęciach pacjentów na dializy - dodaje Tadeusz Gregorczyk. Zdaniem Marka Gosa, członka zarządu województwa świętokrzyskiego, inwestycja została za wcześnie oddana do użytku. - Inwestycja nie została przygotowana do oddania do użytku. Mamy określone ramy prawne. By ośrodek mógł funkcjonować, muszą być spełnione warunki - uważa Gos. Spór trwa, a chorzy na nerki czekają na dializę w nieskończoność. Do NFZ dotarła już opinia z urzędu marszałkowskiego na temat przekazania części kontraktu. Możliwe więc, że w poniedziałek Fundusz podpisze umowę i będzie można ulżyć pacjentom.