Wątpliwości w sprawie kieleckiego napadu pojawiły się już podczas przesłuchania. Jeden z ochroniarzy zeznał, że cały napad został sfingowany. W tej chwili prokuratorzy biorą pod uwagę dwa możliwe scenariusze. Według pierwszego do napadu faktycznie doszło, ale dokonali go znajomi ochroniarzy, którym ułatwiono działanie - furgonetka nie była zamknięta, chociaż tego bezwzględnie wymagają przepisy. Drugi scenariusz zakłada, że napadu nie było, ale pieniądze zniknęły. Złodziei zaś wymyślili sami ochroniarze. Przypomnijmy okoliczności napadu. W wigilię 2002 do włączającej się do ruchu furgonetki wsiadło nagle dwóch napastników. Ochroniarzy sterroryzowali bronią, zabrali pieniądze i uciekli na piechotę. Na niekorzyść ochroniarzy przemawia fakt, że furgonetka była otwarta. Ponadto nie zamknięto sejfu z pieniędzmi, a policyjne psy nie podjęły żadnego tropu. Dodajmy, że bank zmienił już agencję ochrony, ale konwojenci - jak dotąd - nie ponieśli żadnych konsekwencji.