- Jak chronić obiekty, jeśli tu nie ma światła. Mam jedynie lampę naftową - skarży się ochroniarz. Nie ma telefonu, nie ma nic, a oni każą czekać - dodaje bibliotekarka. Wiceprezydent miasta Andrzej Sygut tłumaczy, że trzeba było odciąć media w placówce, mimo że pracują tam ludzie. Poza tym uważa, że prąd odcięto nie ludziom, tylko jednemu człowiekowi, czyli bibliotekarce. Ochroniarze go nie interesują. Najgorsze jest to, że nikt nie pofatygował się przyjść i porozmawiać z nami - mówią odcięci od cywilizacji pracownicy.