Kobieta zmarła 5 lutego. Potknęła się wieszając pranie. Rodzeństwo wezwało policję, funkcjonariusze zadzwonili na pogotowie. Tam jednak usłyszeli odmowę wydania aktu zgonu. Dodatkowo dowiedzieli się, że stwierdzenie zgonu to obowiązek lekarza, który dyżuruje w przychodni rejonowej. Po wezwaniu lekarki z odpowiedniej przychodni rodzeństwo po raz kolejny usłyszało, że akt zgonu nie zostanie wydany, ponieważ pani doktor nie zna przyczyny śmierci. Lekarka poleciła za to telefon do prokuratora. - W telefonicznej rozmowie z policjantami prokurator powiedział, że nie będzie podejmował czynności, bo śmierć nastąpiła bez udziału osób trzecich. Nie wiedzieliśmy, gdzie mama się leczyła - relacjonuje córka zmarłej w rozmowie z echodnia.eu. Dopiero potem rodzeństwo zadzwoniło do zakładu pogrzebowego, który zabrał ciało, a współpracujący z zakładem lekarz za 200 zł wypisał kartę zgonu. Skąd tak wiele komplikacji przy wydawaniu tego dokumentu? Ekspert wyjaśnia, że prawo w Polsce, które reguluje kwestie stwierdzania zgonu i pochówku ma już pół wieku i nie jest dostosowane do obecnych realiów.