Kielecki sąd uniewinnił Antoniego Kowalczyka od zarzutów niedopełnienia obowiązków służbowych i składania fałszywych zeznań, ale uznał, że był on pierwszym źródłem przecieku w tzw. aferze starachowickiej. Według sądu, nie ma przeszkód, by taki zarzut został mu postawiony w przyszłości. Sąd uznał, że zarzut wobec Kowalczyka został postawiony błędnie. Były komendant powinien bowiem zdaniem sądu odpowiadać za to, że bezprawnie przekazał informację o planowanej akcji policji w Starachowicach byłemu wiceministrowi spraw wewnętrznych i administracji Zbigniewowi Sobotce. Kowalczyk był tymczasem oskarżony o to, że, jako komendant główny policji nie poinformował prokuratury o popełnieniu przestępstwa ściganego z urzędu, czyli o wycieku tajnych informacji z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji o planowanej akcji policji przeciw starachowickim samorządowcom. Drugi zarzut dotyczył wielokrotnego składania fałszywych zeznań i zatajania prawdy podczas śledztwa dotyczącego przecieku starachowickiego. Prokurator żądała dla Kowalczyka kary półtora roku pozbawienia wolności oraz zakazu zajmowania stanowisk w administracji publicznej przez okres trzech lat. Obrona domagała się uniewinnienia. Kowalczyk nie przyznawał się do zarzutów. Dzisiejszy wyrok jest nieprawomocny. W sądzie był reporter RMF: