4 lipca 1946 roku w Kielcach wzburzony tłum, podżegany pogłoskami dotyczącymi rzekomego mordu rytualnego, wraz z żołnierzami i milicjantami napadł na żydowskich współmieszkańców - osoby, które przeżyły Holokaust i powróciły do Kielc. Ani komunistyczne władze miasta, ani współobywatele, nie zareagowali. W brutalny sposób mordowano ofiary oraz raniono je. Po tym pogromie rozpoczął się exodus polskich Żydów. Zgodnie z ustaleniami IPN, tamtego dnia w Kielcach zginęło 37 Żydów (35 zostało rannych) i troje Polaków. W liczbie ofiar nie uwzględniono śmierci dwojga osób narodowości żydowskiej, których zabójstwo - na tle rabunkowym - nie miało bezpośredniego związku z wydarzeniami przy ul. Planty. Organy ścigania przypisały zbrodnię tam dokonaną dwunastu, w większości przypadkowym, osobom m.in. gospodyni domowej, gońcowi, fryzjerowi, szewcowi, woźnemu i psychicznie choremu chłopakowi. W pierwszym, pospiesznym, pokazowym procesie, dziewięciu spośród oskarżonych skazano na śmierć. Wyroki zostały wykonane. Próby dotarcia do prawdy o pogromie kieleckim z 4 lipca 1946 r. zakończyły się tylko częściowym powodzeniem; powstał wprawdzie precyzyjny opis przebiegu zajść, w których zginęło 37 osób narodowości żydowskiej, wciąż brak jednak odpowiedzi na najważniejsze pytanie: czym naprawdę były tamte wydarzenia. Dowody zebrane w sprawie, w postaci zeznań i relacji uzyskanych zarówno w śledztwach prowadzonych bezpośrednio po wydarzeniach jak też w postępowaniu prowadzonym później, potwierdzają jedynie udział w tych przestępstwach zarówno ludności cywilnej, zebranej przed budynkiem na ul. Planty 7/9, jak też przedstawicieli służb mundurowych. Zeznania świadków zawierają liczne opisy bicia przy użyciu niebezpiecznych narzędzi, poszczególnych osób narodowości żydowskiej, jednak żaden dowód nie pozwalał - w ocenie prokuratora pionu śledczego IPN - przypisać konkretnemu sprawcy dokonania konkretnego przestępstwa. Mimo że w toku wieloletniego śledztwa przesłuchanych zostało około 170 świadków, zebrane dowody nie dały podstaw do przedstawienia zarzutów komukolwiek. W związku z tym, postępowanie karne w sprawie kieleckiej zbrodni sprzed 65 lat, prowadzone przez prokuratora Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Krakowie Krzysztofa Falkiewicza, zostało 21 października 2004 roku umorzone. Jako najbardziej prawdopodobną hipotezę przyczyny tragicznych zajść przyjęto, że "wydarzenia kieleckie z 4 lipca 1946 r. miały charakter spontaniczny i zaistniały wskutek nieszczęśliwego zbiegu okoliczności natury historycznej i współczesnej". Zdaniem prokuratora IPN, Polacy obawiali się po wojnie żydowskich roszczeń o zwrot majątków pozostawionych w czasie okupacji, a zwłaszcza domów obywateli narodowości żydowskiej, które po zakończeniu wojny zajęli polscy lokatorzy. Jednocześnie sytuacja materialna Żydów w Kielcach oceniana była przez kielczan jako znacznie lepsza niż ich własna. Stan zamożności wzmagał poczucie odrębności narodowej, pogłębiane dodatkowo przez różnice religijne. Znaczący wpływ na negatywny stosunek mieszkańców Kielc do Żydów miała też nadreprezentacja osób tej narodowości w organach władzy komunistycznej, w tym zwłaszcza aparatu bezpieczeństwa, kojarzonego ogólnie z bezwzględnym traktowaniem polskich patriotów z organizacji poakowskich, które na Kielecczyźnie były bardzo aktywne i miały społeczne poparcie. W opinii prok. Falkiewicza, tym tłumaczyć należy łatwe przyjęcie za wiarygodną historii o porwaniu przez Żydów 8-letniego Henryka Błaszczyka - rzekomej ofiary rytualnego mordu, potwierdzonej w sposób bezkrytyczny przez Milicję Obywatelską. Atmosferę w tłumie przed budynkiem przy ul. Planty pogorszył widoczny konflikt między milicjantami, a przybyłymi tam funkcjonariuszami Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego, co zostało odebrane jako próba ochrony Żydów ze strony aparatu bezpieczeństwa. Fakt ten spowodował również pojawienie się w tłumie haseł narodowościowych i antyrządowych oraz antykomunistycznych. Istotnym czynnikiem, który spowodował wybuch agresji były pierwsze strzały z broni palnej, które padły w budynku żydowskim. Przyjęte one zostały przez zgromadzonych na ulicy jako oddane przez mieszkańców tego domu do interweniujących żołnierzy i milicjantów. - Dalsze zachowanie grupy mieszkańców Kielc było typowe dla reakcji tłumu; akty okrucieństwa tłumaczyć należy zmniejszoną wrażliwością, spowodowaną obserwacją wydarzeń z czasów wojny i okupacji, w których śmierć człowieka nie była faktem wyjątkowym - ocenił prokurator IPN. Eskalację wydarzeń umożliwiły - według niego - źle zorganizowane działania służb odpowiedzialnych za utrzymanie bezpieczeństwa obywateli; w świetle istniejących dowodów, nieskuteczność działań władzy trzeba tłumaczyć nietrafną oceną możliwości rozszerzenia się wydarzeń i związanego z nimi zagrożenia życia Żydów. Zasadniczą przyczyną uniemożliwiającą opanowanie sytuacji była niemożność użycia broni palnej wobec agresywnej, kilkudziesięcioosobowej grupy, w tłumie, który liczył ogółem około 500 osób. Zakaz taki wynikał z wyraźnych poleceń, wydanych przez funkcjonariuszy państwowych szczebla centralnego. Zweryfikowano w śledztwie również sześć innych hipotez. Pierwsza z nich zakładała, że zdarzenia zostały sprowokowane z inspiracji rządu emigracyjnego w Londynie i podziemia niepodległościowego w kraju, celem skompromitowania komunistycznego aparatu władzy i wykazania, że nie jest on w stanie kontrolować społeczeństwa polskiego. Według kolejnej, zajścia spowodowały kręgi syjonistyczne, w celu wymuszenia lub przyspieszenia emigracji Żydów do Palestyny, gdzie mieli być kadrą tworzącą państwo Izrael. Trzecia hipoteza dotyczyła ewentualnego sprowokowania wydarzeń przez ośrodki pronazistowskie, dla wykazania, że antysemityzm nie był zjawiskiem typowym tylko dla III Rzeszy. Z kolei czwarta zakładała, że wydarzenia kieleckie sprowokowały tajne służby Związku Radzieckiego w celu skompromitowania Polski na arenie międzynarodowej, co mogłoby dać argument rządom państw zachodnich do nieingerowania w politykę Stalina wobec Polski. Następna wskazywała, że prowokacji jak i samego zdarzenia w ogóle nie było w rzeczywistości, gdyż zostało ono sfingowane celem skompromitowania obywateli narodowości polskiej za granicą. Zaś ostatnia z przebadanych hipotez zakładała, że pogrom kielecki został sprowokowany przez kierownictwo organów bezpieczeństwa, celem przerzucenia odpowiedzialności na podziemie niepodległościowe i ewentualne odwrócenie uwagi światowej opinii publicznej od faktu sfałszowania wyników referendum. Prokurator uznał, że materiał dowodowy nie wskazał jednoznacznie na zaistnienie którejkolwiek z tych hipotez. Liczący 29 tomów akt materiał dowodowy nie może być uznany, niestety, za kompletny. Część dokumentów mogących mieć istotne znaczenie dowodowe zostało bowiem wcześniej zniszczonych, zgodnie z przepisami o archiwizacji. Z kolei śmierć niektórych osób przed rozpoczęciem śledztwa uniemożliwiła uzyskanie odpowiedzi na wiele ważnych pytań, dotyczących przyczyn i przebiegu wydarzeń kieleckich oraz roli tych jednostek w czasie zajść. Śledztwo nie dało odpowiedzi na kilka znaczących kwestii, m.in. dotyczących przyczyn pewnej bezradności organów bezpieczeństwa w tłumieniu zajść oraz motywów niezrozumiałego zachowania się Walentego Błaszczyka, ojca Henryka. Jednak w przypadku ujawnienia nowych dowodów i okoliczności, postępowanie karne może być w każdym czasie podjęte na nowo. W okresie PRL wokół pogromu kieleckiego panowała zmowa milczenia. W 1990 roku, w 44. rocznicę rozruchów antysemickich, pamięci Żydów zamordowanych 4 lipca 1946 roku poświęcona została tablica, wmurowana w ścianę domu przy ul. Planty 7/9 "z inicjatywy przewodniczącego NSZZ Solidarność Lecha Wałęsy przez Fundację Rodziny Nissenbaumów". Napis na płycie umieszczono po polsku, angielsku i hebrajsku. Podczas obchodów 50 rocznicy pogromu licznie zgromadzeni na ul. Planty kielczanie i przedstawiciele środowisk żydowskich z całego świata, wystosowali polskie i żydowskie przesłania, nawołujące do tolerancji, wzajemnego poszanowania, przebaczenia i pojednania. Z kolei w styczniu 2006 roku, w czasie obchodów IX Ogólnopolskiego Dnia Judaizmu, obok ściany przy ul. Planty 7/9, odsłonięto tablicę z modlitwą, którą papież Jan Paweł II umieścił w szczelinie Ściany Płaczu w Jerozolimie 26 marca 2000 roku. Jej polskie i hebrajskie słowa mówią: "Boże naszych ojców, Ty wybrałeś Abrahama i Jego potomków, aby przynieśli Twoje imię Narodom. Jesteśmy głęboko zasmuceni zachowaniem się tych, którzy w historii spowodowali, że Twoje dzieci cierpiały, i prosząc o Twoje wybaczenie pragniemy zobowiązać się do prawdziwego braterstwa z narodem Przymierza". W 60. rocznicę kieleckiego pogromu Żydów w mieście stanął pomnik ofiar tamtego wydarzenia. Monument - znak "przestrogi i wołanie o tolerancję i wzajemne zrozumienie między sąsiadami" - ma formę muru w kształcie litery "L" czterometrowej długości i dwumetrowej wysokości. Zaprojektował go Amerykanin Jack Sal, a budowę sfinansowała Komisja Stanów Zjednoczonych ds. Ochrony Dziedzictwa Narodowego Ameryki za Granicą. Staraniem społecznego komitetu, zawiązanego dzięki Stowarzyszeniu im. Jana Karskiego, 5 lipca 2010 r. na kieleckim cmentarzu żydowskim odsłonięty został odnowiony grobowiec ofiar zajść sprzed 65 lat. Nakrywająca zbiorowy grób 6-metrowej długości "złamana" płyta z czarnego granitu symbolizuje - zgodnie z zamysłem projektanta, prof. Marka Cecuły - nagły koniec życia pochowanych pod nią. Położony obok głaz z Izraela - dar ziomkostwa kieleckich Żydów - jest symbolem niespełnionego marzenia ofiar pogromu o wyjeździe do Palestyny.