Rzecznik Sądu Okręgowego w Kielcach Marcin Chałoński poinformował, że prokurator zażądał dla Stephena D. roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata, a dla Ewy K. dziesięciu miesięcy w zawieszeniu na dwa lata. Dla obojga wnioskował o kilkuletni zakaz prowadzenia działalności gospodarczej związanej z hodowlą zwierząt oraz o grzywnę. Karina Schwerzler z Biura Lobbingu Prozwierzęcego powiedziała, że obrońcy zwierząt będący w tej sprawie oskarżycielami posiłkowymi zażądali dla obojga oskarżonych kary dwóch lat bezwzględnego pozbawienia wolności. Domagali się także orzeczenia wobec nich zakazu działalności gospodarczej polegającej na hodowli zwierząt w maksymalnym przewidzianym prawem wymiarze, czyli na dziesięć lat. Ponadto wnioskowali o nawiązkę, zwrot kosztów leczenia i utrzymania koni, podanie do publicznej wiadomości danych oskarżonych oraz o przepadek koni na rzecz Skarbu Państwa. Schwerzler dodała, że oskarżyciele posiłkowi wnieśli o zmianę kwalifikacji prawnej czynu na znęcanie ze szczególnym okrucieństwem. Według rzecznika sądu obrońca oraz oskarżona wnieśli o uniewinnienie, a oskarżony o "sprawiedliwe osądzenie". Proces rozpoczął się we wrześniu 2006 roku. Oskarżeni nie przyznają się do winy. Według koneckiej prokuratury rejonowej oskarżeni wspólnie i w porozumieniu znęcali się nad końmi hodowanymi w Kornicy koło Końskich. Ewa K. świadomie dopuściła do tego, że Stephen D. zimą trzymał konie na odkrytej przestrzeni bez zapewnienia im wody i pożywienia. W rezultacie co najmniej siedem koni poniosło śmierć z wycieńczenia i wygłodzenia, a jednego chorego konia oskarżony zabił osobiście podcinając mu gardło. Prokuratura ustaliła, że oskarżeni zaczęli latem hodować konie na łąkach w Kornicy w tzw. systemie naturalnym, bezstajennym. Ich celem było wyhodowanie koni o wysokiej odporności i wytrzymałości. Wizja hodowli koni realizowana przez Stephena D. zakładała, że zwierzęta muszą być całkowicie niezależne od pomocy człowieka. Twierdził on, że zimą konie same muszą wykopywać sobie pokarm spod śniegu. W okresie objętym aktem oskarżenia - od stycznia do marca 2006 roku - zwierzęta chudły i traciły kondycję. Oskarżeni nie zmienili metod hodowli mimo interwencji mieszkańców pobliskiego Nałęczowa. Konie zaczęły padać z głodu, część zamarzła, gdy próbowały pić wodę z rzeki. Na początku marca powiatowy lekarz weterynarii stwierdził, że ze stada 26 koni żyje 19, z czego część w stanie zagrożenia życia. Zawiadomił o sprawie prokuraturę. Po kilku dniach odkryto zwłoki konia z poderżniętym gardłem. Ustalono, że zwierzę zabił Stephen D. W związku z zagrożeniem życia pozostałych koni w połowie marca działacze Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami odebrali je właścicielom i przetransportowali do stajni w innej miejscowości, gdzie zwierzętom zapewniono fachową opiekę weterynaryjną, żywność i wodę. Pomimo starań opiekunów i lekarzy dwa konie padły. Według informacji podawanych przez media Stephen D. już wcześniej zajmował się hodowlą koni w różnych miejscach w Polsce.