Przeszukanie, podczas którego tureckiemu zespołowi towarzyszyli przedstawiciele strony saudyjskiej, trwało osiem godzin. Według agencji AFP, powołującej się na lokalne władze, pobrano próbki, m.in. gleby z ogrodu konsulatu. Wspólną inspekcję placówki przeprowadzono zgodnie telefonicznymi ustaleniami prezydenta Turcji Recepa Tayyipa Erdogana i króla Arabii Saudyjskiej Salmana. W trakcie tej rozmowy Erdogan podkreślił konieczność przeprowadzenia dogłębnego śledztwa w sprawie Chaszodżdżiego, który publikując na łamach m.in. "Washington Post", zawzięcie krytykował władze swojego kraju za łamanie praw człowieka; w szczególności obiektem jego krytyki był wpływowy następca tronu, książę Muhammad ibn Salman. Chaszodżdżi zaginął 2 października, po tym gdy wszedł do saudyjskiego konsulatu w Stambule, aby załatwić formalności związane z planowanym ślubem z turecką narzeczoną. Tureckie media podejrzewają, że dziennikarz został zamordowany wewnątrz budynku, a następnie, aby zatrzeć ślady zbrodni, jego ciało zostało rozczłonkowane i wysłane pocztą dyplomatyczną, która zgodnie z prawem międzynarodowym podlega ochronie przed przeszukaniem. W związku z tajemniczym zaginięciem Chaszodżdżiego coraz więcej państw wywiera presję na Arabię Saudyjską, by wyjaśniła sytuację. W sobotę prezydent USA <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-donald-trump,gsbi,16" title="Donald Trump" target="_blank">Donald Trump</a> zapowiedział, że zostanie ona "surowo ukarana", jeśli potwierdzi się, że dziennikarz został zabity na zlecenie władz, w niedzielę do wszczęcia wiarygodnego śledztwa wezwały Wielka Brytania, Francją i Niemcy, a w poniedziałek Trump poinformował, że do Rijadu udaje się sekretarz stanu Mike Pompeo. Ta presja przynosi efekty, bo oprócz wyrażenia przez Rijad zgody na przeszukanie konsulatu, król Salman - jak podano w poniedziałek - polecił prokuraturze wszczęcie śledztwa.