70-letnia kobieta, mieszkanka regionu sztokholmskiego przez dziesięciolecia więziła w mieszkaniu swojego syna. 41-letni dziś mężczyzna, kiedy go znaleziono, leżał na kocu na podłodze w kącie pokoju. Był niedożywiony, nie miał zębów, niewyraźnie mówił, a jego ciało pokryte było ranami. Jak pisze "Aftonbladet", powołując się na swoje źródła, kobieta w wyniku wcześniejszych przeżyć o podłożu osobistym była nadopiekuńcza. Przestała posyłać syna do szkoły, kiedy ten skończył 12. rok życia. Od tamtej pory był izolowany od społeczeństwa, a nawet krewnych. Żył przez dziesiątki lat zamknięty przez matkę w czterech ścianach. Krewna zatrzymanej powiedziała gazecie "Expressen", że przed laty, jeszcze w młodości próbowała przekonać pozostałych bliskich, że kobieta znęca się psychicznie nad dzieckiem. Nikt jej nie słuchał i po pewnym czasie zniechęciła się. Twierdzi, że dopiero teraz przystąpiła do czynów, bo dowiedziała się, że 70-latka trafiła do szpitala. Zaniepokojona faktem, że jej syn może być sam, weszła do mieszkania bez jej zgody. Kiedy włączyła światło, wpadła w panikę - Przeżyłam szok. Nie potrafię nawet opisać tego, co zobaczyłam. Mieszkanie to jedno wielkie składowisko odpadów, od wielu lat nikt tam nie sprzątał - powiedziała. Opisywała, że gdy weszła do mieszkania, 41-letni mężczyzna siedział po ciemku w kącie, na kocu, który był jego posłaniem. Widać było, że jest poruszony, a kiedy włączyła światło - wpadł w panikę. Zapytany o coś, nie potrafił składnie złożyć zdania. Nie miał zębów, ciało pokryte było ranami, był tak osłabiony, że nie potrafił ustać na nogach. Kobieta wezwała karetkę, która przewiozła go do szpitala. Władze placówki powiadomiły z kolei policję. Jej rzecznik Towe Hägg potwierdza, że prowadzone jest dochodzenie w sprawie bezprawnego przytrzymywania. Nie chce mówić jednak o szczegółach. Joanna Potocka