Powodem złości Brytyjczyka jest decyzja rządu w Londynie o wytoczenie mu sprawy cywilnej. Przed dwoma laty Shayler ujawnił dokumenty z których wynikało, że MI-5 planowało obalenie reżimu pułkownika Muammara Kadafiego w Libii. Na potwierdzenie swoich słów były szpieg przekazał tygodnikowi "The Observer", nazwiska dwóch innych agentów zamieszanych w przygotowanie tego zamachu stanu. Gazeta nie ujawnia tych danych. Nowe, tajne dokumenty, których opublikowaniem grozi były agent, w erze internetu błyskawicznie mogą znaleźć się w posiadaniu milionów ludzi. Wystarczy tylko wystukać odpowiedni adres www, by na ekranie pojawiły się kolejne rewelacje David Shaylera. - Jeżeli rząd chce wojny - będzie ją miał - powiedział Brytyjczyk po otrzymaniu informacji, że zainteresował się nim sąd cywilny. Teraz ścigany jest za na naruszenie warunków umowy o pracę, nadużycie zaufania i złamanie obowiązku zachowania tajemnicy służbowej. Dotychczasowe próby ekstradycji Shaylera spaliły na panewce. Wygląda jednak na to, że brytyjski wywiad nie zamierza zakopać swego byłego pracownika w popiele. Jak powiedział dziennikarzom David Shayler, MI-5 stara się pozbawić go środków do życia, by musiał w rezultacie powrócić na Wyspy. Obecnie, głównym źródłem dochodów gadatliwego wywiadowcy jest pisanie artykułów dla prasy. Jeśli straci honoraria, nie będzie mógł pozostać w Paryżu. Brytyjska opinia publiczna podzielona jest w sprawie Shaylera. Jedni widza w nim oportunistę, bez cienia honoru. Dla innych David Shayler jest nieustraszonym obrońcą wolności słowa.