Do głosowania było uprawnionych ponad 8,27 mln osób. Mogli oni głosować w kraju, w przedstawicielstwach dyplomatycznych Węgier za granicą lub - jeśli dysponują obywatelstwem, ale nie są zameldowani na Węgrzech - listownie. Cząstkowe wyniki mają być znane jeszcze w niedzielę wieczorem - około godz. 22-23, a ostateczne - w drugiej połowie przyszłego tygodnia. Pytanie w referendum brzmiało: "Czy chce Pan/Pani, by Unia Europejska mogła zarządzić, również bez zgody parlamentu, obowiązkowe osiedlanie na Węgrzech osób innych niż obywatele węgierscy?". Do głosowania na "nie" namawiał rząd w bardzo intensywnej kampanii, w której wiązał imigrację m.in. z zagrożeniem terrorystycznym. Za takim głosowaniem była również opozycyjna skrajnie prawicowa partia Jobbik. Za bojkotem lub oddaniem nieważnego głosu opowiadały się Węgierska Partia Socjalistyczna (MSZP), Koalicja Demokratyczna i kilka innych ugrupowań, a za głosowaniem twierdząco - Węgierska Partia Liberalna, która w takiej odpowiedzi widziała głos za otwartą i solidarną Europą. Z sondażu instytutu Nezoepont, przeprowadzonego przez telefon w dniu głosowania, wynikało, że 95 proc. ważnych głosów oddano na "nie". Według ośrodka przecząco odpowiedziało 3,2 mln wyborców, a twierdząco 168 tys. (5 proc). Frekwencję ośrodek oszacował na 42 proc. Aby referendum było ważne, ważny głos musi w nim oddać ponad połowa uprawnionych do głosowania. "Konsekwencje prawne" Premier Viktor Orban zapowiedział w niedzielę po oddaniu głosu "konsekwencje prawne" referendum niezależnie od frekwencji, oceniając, że najważniejsze jest, by padło w nim więcej głosów na "nie" niż na "tak". Szef parlamentarnej frakcji Fideszu Lajos Kosa powiedział nieco później, że jeśli tak się stanie, parlament przystąpi do tworzenia odpowiedniego prawa, aby zapobiec temu, że na Węgrzech będzie obowiązkowa kwota osiedlania, która jego zdaniem byłaby nielegalna. "Może to być poprawka do konstytucji, nowelizacja ustawy, ustawa organiczna (przyjmowana większością 2/3 obecnych na sali posłów), ustawa przyjmowana zwykłą większością głosów, uchwała parlamentu albo przekazanie rządowi wiążącego mandatu" - wyliczył. "Jeśli natomiast będzie większość 'tak', rząd i frakcja Fideszu poda się do dymisji" - oznajmił, dodając, że w takim wypadku trzeba byłoby rozpisać przedterminowe wybory. "Decyzję wyborców uważamy za obowiązującą" Za miażdżące zwycięstwo przeciwników kwot osiedlania imigrantów uznał w niedzielę wiceszef rządzącej na Węgrzech partii Fidesz Gergely Gulyas referendum w tej sprawie. Gulyas wypowiadał się po zamknięciu lokali wyborczych. "Decyzję wyborców (...) uważamy za obowiązującą" - oświadczył, powołując się na sondaż z dnia głosowania i dane o frekwencji. Dodał, że w sensie prawnym decyzja jest w rękach parlamentu, ale w sensie politycznym decyzja wyborców "zobowiązuje nas wszystkich". Także prezes koalicyjnej Chrześcijańsko-Demokratycznej Partii Ludowej (KDNP) Zsolt Semjen ocenił, że rząd otrzymał polityczne pełnomocnictwo, by bronić Węgry w Brukseli i nie tylko przez obowiązkowymi kwotami osiedlania imigrantów. Z Budapesztu Małgorzata Wyrzykowska