Referendum ma na celu wstrzymanie zatwierdzonego w połowie czerwca przez Radę Miejską zarządzenia burmistrza Stevena Fulopa o przeniesieniu monumentu z Exchange Place w nowe miejsce. Monument ma stanąć na wschodnim końcu ulicy York - w pobliżu nabrzeża rzeki Hudson, w odległości ok. 60 metrów od obecnej lokalizacji. Część Polonii sprzeciwia się podjętym planom. Uważa nowe miejsce za niegodne pamięci polskich oficerów poległych w Katyniu. "Proponowana nowa lokalizacja pomnika, nad miejskim kanałem ściekowym, jest nie do zaakceptowania" - twierdzi Platta. Jest on adwokatem i ma kancelarię prawniczą na Manhattanie. Przeprowadzenie referendum wymagało przedłożenia do 3 lipca petycji sygnowanych przez co najmniej 6714 mieszkańców Jersey City, którzy są uprawnieni do głosowania w wyborach. Ugrupowanie mecenasa Platty zebrało 9471 podpisów. Po weryfikacji władze ustaliły jednak, że tylko 3833 jest ważnych, a termin złożenia brakujących upływał w czwartek. Zastępca urzędnika miejskiego Sean Gallaghter, uzasadniając odrzucenie części podpisów, tłumaczył wcześniej, że każdy z nich porównano z stanowym systemem rejestracji wyborców (Statewide Voter Registration System - SVRS). Nie widniały tam nazwiska wszystkich osób, które sygnowały petycję. Działacze obywatelscy i społeczni zwrócili się w czwartek do biura urzędnika miejskiego w Jersey City Roberta Byrne o uznanie 1107 uprzednio odrzuconych podpisów, które zweryfikowali z listą wyborców Jersey City. Niezależnie od tego przedłożyli dodatkowe petycje sygnowane przez ponad 5 tys. mieszkańców Jersey City popierających ich dążenia. "Urzędnik miejski nie był w stanie zidentyfikować ponad 1100 zarejestrowanych wyborców, którzy legalnie podpisali petycję w referendum, ale my to zrobiliśmy weryfikując wszystkie odrzucone przez niego podpisy. W najlepszym razie świadczy to o niekompetencji, w najgorszym o zmowie z władzami miejskimi Jersey City, aby udaremnić mechanizm prawny pozwalający ludziom decydować o losie Pomnika Katyńskiego" - wskazał Platta. Jego zdaniem, mieszkańcom Jersey City należą się wyjaśnienia, dlaczego urzędnik miejski odmówił tak wielu obywatelom prawa zabrania głosu w tej sprawie. Podkreślił, że w celu ochrony tego prawa obrońcy pomnika dołączyli do każdego zakwestionowanego nazwiska sygnowanego pod petycją, numer rejestracyjny wyborcy. "Dlaczego opinia publiczna została wprowadzona w błąd? Ten błąd jest bardzo niepokojący i trudny do zrozumienia. Czy tak samo oblicza się głosy wyborcze w głosowaniach na polityków w Jersey City? Czy grupa Fulopa' właśnie w taki sposób postanowiła uciszyć tysiące mieszkańców Jersey City, którzy chcą walczyć z decyzją o przeniesieniu Pomnika Katyńskiego? Pan Byrne, kiedy przekazał mi ostatnie wyniki liczenia głosów zapewnił, że każdy z nich był dwukrotnie sprawdzony - ewidentnie niezbyt dokładnie, jeśli w grę wchodzi ponad 1,100 podpisów" - ocenił Platta. Byrne zapowiedział w czwartek, że za pośrednictwem prawników miejskich zwróci się do sędziego stanowego o przedłużenie czasu potrzebnego teraz na sprawdzenie ważności nowych 5 tys. podpisów i zweryfikowanie 1107, których odrzucenie kwestionują obrońcy pomnika. Według przepisów, władze mają na to pięć dni. Plata zarzuca burmistrzowi, że nie dąży - jak uzasadnia - do przemieszczenia monumentu z powodu usytuowania tam zaplanowanego parku. W istocie, argumentuje adwokat, Fulop działa w interesie właścicieli prywatnego hotelu Hayatt. Chcą oni wykorzystać publiczny teren należący do podatników z Jersey City dla zbudowania wjazdu zapewniającego lepszy dostęp do obiektu gościom hotelowym. "Przeniesienie pomnika nie może być usprawiedliwione wyłącznie interesem burmistrza i jego 'kumpli'. O hotelowym projekcie mówiono, ale nie jest to ujęte w oficjalnych oświadczeniach wydanych przez biuro Fulopa, lecz tylko na rysunku architektonicznym, którego opinia publiczna nie zobaczy. To wręcz woła o przeprowadzenia śledztwa" - przekonuje Platta. Z Nowego Jorku Andrzej Dobrowolski