Toner podkreślił, że aresztowania stanowiły naruszenie zasad demokracji. Dodał w oświadczeniu, że Waszyngton jest zaniepokojony zatrzymaniem czołowego rosyjskiego opozycjonisty Aleksieja Nawalnego. Tysiące ludzi przyszły w niedzielę w wielu miastach Rosji na demonstracje przeciwko korupcji, zwołane przez Nawalnego. Wielotysięczne protesty odbyły się w Moskwie i w Petersburgu. W stolicy policja zatrzymała ponad 800 osób, a w Petersburgu - według niezależnych mediów - około 130. Doniesienia z innych miast Rosji, gdzie zwolennicy Nawalnego wyszli w niedzielę na ulice, wskazują na setki zatrzymanych. Założona przez Nawalnego Fundacja Walki z Korupcją (FBK) opublikowała na początku marca w internecie materiał śledczy, w którym mowa jest o wartych miliony dolarów nieruchomościach i obiektach w Rosji i za granicą. Według FBK, premier <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-dmitrij-miedwiediew,gsbi,1381" title="Dmitrij Miedwiediew" target="_blank">Dmitrij Miedwiediew</a> jest posiadaczem tego majątku i dysponuje nim poprzez sieć fundacji kierowanych przez osoby, z którymi premier studiował na wydziale prawa Leningradzkiego Uniwersytetu Państwowego. 40-letni Nawalny, walczący z korupcją adwokat i bloger, to jeden z przywódców wielotysięcznych protestów w 2012 roku przeciwko powrotowi Władimira Putina na Kreml. W 2013 roku opozycjonista wziął udział w wyborach mera Moskwy, zdobywając ponad 27 proc. głosów i zajmując drugie miejsce. Pod koniec zeszłego roku Nawalny zadeklarował, że chce wziąć udział w wyborach prezydenckich w Rosji w marcu 2018 roku. Podtrzymuje ten zamiar mimo ciążącego na nim nieprawomocnego wyroku sądowego za domniemane defraudacje na szkodę państwowej spółki Kirowles.