W wystąpieniu telewizyjnym, Taner Yildiz powiedział, że "nadzieja na powodzenie ratowników jest coraz bardziej nikła". W rozmowie z dziennikarzami minister podkreślił, że do tej pory uratowano 363 górników, wśród których 80 jest rannych, w tym cztery ciężko, a "akcja ratunkowa będzie trwała do samego końca". Zaznaczył, że w kopalni wciąż trwa pożar, który utrudnia akcję ratunkową. Wszędzie unosi się trujący tlenek węgla. Nie podał jednak liczby górników uwięzionych pod ziemią w kilku korytarzach, kilkaset metrów pod ziemią. Minister Yildiz wskazał, że katastrofa w Somie może być najtragiczniejsza w historii tureckiego górnictwa. Turecka agencja prasowa Anatolia poinformowała, że na powierzchnię wyciągnięto sześciu żywych górników; nie podano jednak, w jakim są stanie. Według mediów w kopalni, w której w chwili zawału przebywało 787 górników, wciąż jest ponad dwustu. Część górników udało się wyprowadzić na powierzchnię. Przypuszcza się, że przyczyną tragedii w prywatnej kopalni węgla kamiennego był wybuch transformatora. Do eksplozji doszło w czasie, gdy jedna zmiana górników kończyła pracę, a druga ją zaczynała. Kopalnia w Somie w prowincji Manisa znajduje się około 120 km na północny wschód od Izmiru. Rząd ogłosił trzydniową żałobę narodową począwszy od wtorku 13 maja. Premier Turcji Recep Tayyip Erdogan odłożył planowaną na środę jednodniową wizytę w Albanii i jest oczekiwany na miejscu tragedii. Tureckie władze oskarżane są o zaniedbania. Minister Yildiz zapewnił: "Jeśli doszło do zaniedbań, nie zamkniemy na nie oczu. Podejmiemy wszelkie niezbędne kroki, w tym administracyjne i prawne". W sprawie katastrofy wszczęto śledztwo. W przeszłości najtragiczniejszym wypadkiem tego rodzaju w Turcji był wybuch gazu w kopalni w prowincji Zonguldak nad Morzem Czarnym w 1992 roku. Zginęły wówczas 263 osoby.