Mike Pence miał przybyć do New Hampshire we wtorek. Czekającym na lotnisku oficjelom i dziennikarzom powiedziano jednak w ostatniej chwili, że zaistniała nadzwyczajna sytuacja i wiceprezydent musiał wrócić do Białego Domu. "Pojawiło się coś, co wymagało obecności wiceprezydenta w Waszyngtonie. Nie ma powodu do alarmu" - zapewniła rzeczniczka wiceprezydenta Alyssa Farah. Do tej pory powodów odwołania wizyty nie wyjaśniono. Pytany o tę sprawę prezydent <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-donald-trump,gsbi,16" title="Donald Trump" target="_blank">Donald Trump</a> był tajemniczy. "Bardzo interesujący problem zaistniał w New Hampshire. Nie mogą Wam powiedzieć jaki, ale nie miało to nic wspólnego z Białym Domem" - mówił prezydent USA. Dodał jednak, że sprawa wyjaśni się w ciągu jednego lub dwóch tygodni.