"W ciągu dwóch do pięciu lat pojawi się terrorystyczna diaspora, jakiej dotąd nie widzieliśmy" - powiedział Comey senackim komisjom. Jego zdaniem, taki będzie skutek sukcesów w walce z Państwem Islamskim (IS), w którego szeregach walczą obywatele państw zachodnich. W miarę utraty przez IS terytorium w Syrii i Iraku będą oni wracać do swoich krajów, gdzie będą stanowić nowe zagrożenie. Występujący wraz z Comeyem szef Krajowego Centrum ds. Antyterroryzmu Nicholas Rasmussen powiedział, że poza bojownikami IS, zagrożeniem są przedstawiciele Al-Kaidy. Z kolei minister bezpieczeństwa narodowego Jeh Johnson wskazał na ewolucję zagrożenia terrorystycznego: od ataków zaplanowanych i przeprowadzanych przez terrorystów do takich, które są przez nich tylko inspirowane, a przeprowadzają je ludzie, którzy sami się zradykalizowali i dokonują ataków w swoich krajach. Przygotowanie tego rodzaju zamachów przebiega często bez sygnałów, które mogą przyciągnąć uwagę służb i dlatego jest to trudne do wykrycia. Z tego powodu stanowi wielkie wyzwanie dla bezpieczeństwa narodowego - podkreślił Johnson. Republikański senator Ron Johnson powiedział na posiedzeniu, że "w USA zagrożenie terrorystycznymi atakami islamskich bojowników pozostaje znaczące". Wymienił w tym kontekście ataki z 17 września w rejonie Nowego Jorku oraz Minnesocie, a także wcześniejsze ataki masowych zabójców w San Bernardino w Kalifornii i Orlando na Florydzie. Były one popełnione przez sprawców odwołujących się do ideologii Państwa Islamskiego. Senator dodał, że dwa lata po tym, jak prezydent USA <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-barack-obama,gsbi,1011" title="Barack Obama" target="_blank">Barack Obama</a> zapowiedział pokonanie Państwa Islamskiego, "zrobiliśmy mały postęp".