51-mąż kobiety, z pochodzenia Bośniak, został aresztowany w sobotę. Był podejrzewany o to, że to on zadał nożem śmiertelne ciosy swojej rodzinie, a dla zatarcia śladów podpalił mieszkanie. Po przeprowadzeniu sekcji zwłok Polki prokuratura zdecydowała o wypuszczeniu mężczyzny na wolność. Obdukcja wykazała, że 35-latka zginęła w wyniku pożaru, a rany cięte z dużym prawdopodobieństwem zadała sobie sama. Identyczne rany miały także dzieci. Wszystko wskazuje na to, że było to tak zwane samobójstwo rozszerzone. "Nie mamy pewności, ale wszystko na to wskazuje" - oświadczyła prokurator nadzorująca dochodzenie Helena Treiberg Claeson. Z trójki zmarłych dzieci w wieku od dwóch do ośmiu lat do tej pory przeprowadzono sekcję zwłok jednego z nich. Nie dała ona jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, czy dziecko zmarło w wyniku zadanych ran ciętych czy może w wyniku pożaru. Mężczyzna od początku zaprzeczał, by miał cokolwiek wspólnego z śmiercią swojej żony i dzieci. Utrzymywał, że w czasie, gdy doszło do tragedii, był w pracy. Gazeta "Aftonbladet" informowała wcześniej, że rodzina miała olbrzymie długi. Od dwóch lat nie płaciła czynszu za mieszkanie. W dniu tragedii miała zostać eksmitowana. (j.)