Dyplomaci dostali 72 godziny na opuszczenie terytorium Stanów Zjednoczonych. Jak poinformowano, kroki te podjęto w odpowiedzi na działania uznane za niezgodne z praktyką dyplomatyczną. Stanowisko Baracka Obamy Prezydent USA <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-barack-obama,gsbi,1011" title="Barack Obama" target="_blank">Barack Obama</a> oświadczył w czwartek, że sankcje przeciwko Rosji są "niezbędną i adekwatną odpowiedzią" na naruszenie międzynarodowych norm postępowania. Dodał, że amerykańskie sankcje są wymierzone głównie w rosyjskie służby - FSB i GRU. Amerykański prezydent wezwał także sojuszników do przeciwstawienia się wysiłkom Rosji w celu "ingerowania w proces demokratyczny". Obama sprecyzował, że amerykańskie sankcje objęły dziewięć podmiotów i osób fizycznych, w tym Federalną Służbę Bezpieczeństwa (FSB) i Główny Zarząd Wywiadowczy Sztabu Generalnego (GRU). Dodał, że Departament Stanu zamyka dwa rosyjskie obiekty w stanach Maryland i Nowy Jork. Według agencji TASS chodzi o kompleksy, w których mieszkają dyplomaci z Rosji. Prezydent podkreślił także, że amerykańscy dyplomaci doświadczali w ciągu minionego roku "niedopuszczalnego nękania" w Moskwie ze strony rosyjskich służb bezpieczeństwa i policji. Zlecenie najwyższych władz Rosji? Obama ostrzegł ponadto, że Stany Zjednoczone będą w dalszym ciągu podejmować przeciwko Rosji różne kroki, w wybranym przez siebie czasie i miejscu, a niektóre z tych działań nie będą jawne. Oświadczył, że kradzież danych i ujawnianie informacji mogły być zlecone przez najwyższe władze Rosji. Poinformował, że raport jego administracji o wysiłkach Rosji w celu ingerowania w wybory prezydenckie w USA zostanie przekazany do Kongresu w najbliższych dniach.