Opozycja w Armenii korzysta z doświadczeń kolorowych rewolucji - twierdzi "Rossijskaja Gazieta". Według dziennika, wiele osób jest przekonanych, że za wydarzeniami w Erywaniu stoją "zagraniczne siły". W stolicy Armenii od ośmiu dni trwają protesty przeciwko podwyżkom cen energii elektrycznej.
Demonstranci zbierają się wieczorami w pobliżu pałacu prezydenckiego i rano rozchodzą się do domów. We wtorek brutalnie rozpędziła ich policja, używając pałek i armatek wodnych. Blisko 20 osób zostało rannych.
"Nie wykluczam, że za tymi wydarzeniami mogą stać zagraniczne organizacje pozarządowe, kierujące opinie publiczną na zachodnią drogę rozwoju" - cytuje senatora Konstantina Kosaczowa "Rossijskaja Gazieta".
Deputowany Rady Federacji dostrzega podobieństwa między protestami w Armenii i na Ukrainie. Dziennik powołując się na armeńskiego politologa Siergieja Sarkisjana podkreśla, że opozycja w Erywaniu korzysta z doświadczeń kolorowych rewolucji w krajach arabskich, w Gruzji i na Ukrainie. Z kolei cytowany przez gazetę amerykański ekspert Paul Craig Roberts przypomina, że niedawno Armenię odwiedziła doradca sekretarza stanu Victoria Nuland.
"Celem jej wizyty było zorganizowanie przewrotu podobnego do tego na Ukrainie" - twierdzi amerykański politolog. Dalej "Rossijskaja Gazieta" sugeruje, że protesty w Armenii przygotowane są tak, aby nie wysuwając żądań politycznych i zachowując się pokojowo, zmusić władze do użycia siły, a dopiero wtedy na fali ogólnego oburzenia zażądać zmiany władzy.
Wcześniej rosyjski senator z komisji spraw zagranicznych Igor Morozow porównał protesty w Erywaniu do kijowskiego Majdanu, wprost wskazując na kierowniczą rolę amerykańskich dyplomatów.