Słabnie protest przed Białym Domem w Waszyngtonie. Wielu demonstrujących w nocy z wtorku na środę (2/3 czerwca) wraca do domów. Nie dochodzi do poważnych incydentów. Mimo godziny policyjnej w amerykańskiej stolicy służby bezpieczeństwa pozwalają na pokojowe demonstracje. Z kolei z Nowego Jorku napływają doniesienia o starciach z policją i plądrowaniu sklepów.
Ulice w centrum amerykańskiej stolicy są niemal puste, na skrzyżowaniach rozlokowano służby bezpieczeństwa, w tym między innymi agentów FBI (Federalnego Biura Śledczego). Mieszkańcy Waszyngtonu stosują się do godziny policyjnej. Nad miastem lata jedynie kilka policyjnych śmigłowców.
Gwardia Narodowa w Waszyngtonie zarządziła śledztwo w sprawie niskich przelotów śmigłowców wojskowych w nocy z poniedziałku na wtorek. Kilkukrotnie zniżyły się nisko nad tłumem, by go rozproszyć.
W okolice amerykańskiej stolicy skierowano około 1,6 tys. żołnierzy - poinformował we wtorek (2 czerwca) rzecznik Pentagonu Rath Hoffman. Przyznał, że są oni w stanie gotowości, ale nie uczestniczą w operacjach służb bezpieczeństwa w amerykańskiej stolicy.
Do protestującego tłumu przed Parkiem Lafayette'a dołączyła senator Elizabeth Warren, ale na krótko przed rozpoczęciem godziny policyjnej opuściła protest.
"Policja powinna być powściągliwa" - stwierdziła Warren pytana przez PAP o to, jak powinny zachowywać się służby bezpieczeństwa w trakcie antypolicyjnych i antyprezydenckich protestów.
"To są Amerykanie, którzy manifestują pokojowo. Korzystają z ich prawa zapisanego w konstytucji Stanów Zjednoczonych i robiąc to powinni być szanowani" - dodała senator, która w marcu wycofała się z rywalizacji o nominację Partii Demokratycznej w tegorocznych wyborach prezydenckich.
Wzburzeni Amerykanie podchodzą do funkcjonariuszy i żywo z nimi rozmawiają. Dochodzi do wyzwisk, ale do tej pory nie odnotowano poważnych incydentów.
"Jesteście po złej stronie historii" - mówią do nich niektórzy, zapowiadając, że zamierzają demonstrować przez wiele dni.
Obowiązująca od wtorku godzina policyjna nie zniechęciła w Nowym Jorku tysięcy demonstrantów od kontynuowania protestów przeciwko brutalności policji. W części Manhattanu, gdzie koncentrowały się demonstracje zamknięto ruch uliczny.
Największe manifestacje odbyły się na Manhattanie i Brooklynie. Późnym popołudniem i wieczorem ulicami tych dzielnic maszerowały tysiące ludzi.
W szóstym dniu protestów oburzenie mieszkańców Nowego Jorku wciąż było widoczne. Wiele osób wychodzi na ulice codziennie. Skandują nazwisko Floyda, ale wyrażają też swój sprzeciw wobec niesprawiedliwości dotykającej - ich zdaniem - mniejszości rasowe.
Na Manhattanie uczestnicy demonstracji maszerowali koło tradycyjnej siedziby burmistrzów Gracie Mansion. Inni przeszli w pobliżu Trump Power na 5. Alei. "Coś musi pęknąć, ale to nie będziemy my" - mówił jeden z demonstrantów na Manhattanie. Inni uzasadniali swą obecność na manifestacjach koniecznością wywierania presji na reformy i przeobrażenia.
Na Brooklynie funkcjonariusze sił bezpieczeństwa zablokowali część ulic. Nad uczestnikami manifestacji przelatywały policyjne śmigłowce. W niektórych sklepach zabijano okna deskami, aby uniknąć grabieży. "Nie ma pokoju bez sprawiedliwości" - deklarowali demonstranci. W tłumie widać było plansze z napisami "Czarne życie się liczy", "Pozbawcie policji funduszy", "Razem zwyciężymy".
Przed salą widowiskową Barclays Center rozlegały się wezwania przez megafony do modlitwy w intencji Floyda i innych ofiar brutalności policji. Zapalano świece.
"Kiedy jesteś rozpędzony, nie zatrzymuj się, musimy wykorzystać tę chwilę. Po raz pierwszy ludzie troszczą się o czarne życie, a nie tylko o czarną siłę roboczą. To po prostu nie ustanie" - przekonywał cytowany przez agencję Bloomberg uczestnik manifestacji Marshand Boone.
W mediach społecznościowych pojawiały się informacje o rabunkach i odgłosach strzałów, ale bez szczegółów dotyczących tych incydentów.
Setki demonstrantów z Brooklynu usiłowało już w czasie godziny policyjnej, czyli od godz. 20, przemaszerować na Manhattan przez Manhattan Bridge. Policja zablokowała tę trasę. Jak zauważył adwokat Allen Mintz, protestujący byli świadomi, że podobnie jak w ostatnich dniach może znów dojść do aktów przemocy. "Tak, to niebezpieczne, ale wiesz, co jeszcze jest niebezpieczne? Niesprawiedliwość" - zauważył prawnik.
Usiłujący dotrzeć na Manhattan demonstranci zdołali sforsować blokadę od strony Brooklynu, ale zostali zatrzymani na moście przed wejściem na Manhattan. Po około godzinie w wyniku negocjacji policja przepuściła ich z powrotem na Brooklyn, kiedy zgodzili się iść chodnikiem po opuszczeniu mostu. Incydent zakończył się bez przemocy.
Po poniedziałkowej deklaracji Trumpa o zmobilizowaniu wojska, siły bezpieczeństwa egzekwowały w nocy z poniedziałku na wtorek (1/2 czerwca) godzinę policyjną i przerwanie demonstracji. W niektórych miejscach dochodziło do starć z protestującymi.
Zarzewiem protestów, które rozgorzały w kilkudziesięciu amerykańskich miastach, w tym w Waszyngtonie, stało się zabójstwo pod koniec maja w Minneapolis czarnoskórego George'a Floyda. Dla wielu obywateli zabicie go przez policję to nie odosobniony incydent, ale przykład systemowego przyzwolenia na przesadną agresję policji, szczególnie wobec Afroamerykanów.
Z Waszyngtonu Mateusz Obremski (PAP)