"Prawdopodobnie w Dniepropietrowsku nie mamy do czynienia z klasycznym zamachem terrorystycznym i z terrorystami, którzy z powodów politycznych chcieli zabić czy wystraszyć jak najwięcej ludzi" - piszą ukraińskie media. Bardzo mocno podkreślany jest wątek wojny klanów o przejęcie kontroli nad miastem. Chodzi o wojnę dwóch grup przestępczych: tatarskiej i żydowskiej, która wybuchła po zabójstwie Gienadija Akselroda właściciela bankowej grupy Privat. Destabilizacja sytuacji w mieście miałaby spowodować zmianę stref wpływów i tamtejszej władzy. Szef Służby Bezpieczeństwa Ukrainy Ihor Kalinin, ujawnił że siedem miesięcy temu w Dniepropietrowsku doszło do podobnego zdarzenia. Wówczas bomba, która także wybuchła w koszu na śmieci, zabiła mężczyznę. Po analizie składu bomb może się okazać, że konstruowała je ta sama osoba. Chęć skompromitowania władz Ukrainy? Jest także hipoteza mówiąca o chęci skompromitowania obecnych władz Ukrainy. Tu niektórzy wskazują na rosyjski ślad - prezydenta Wiktora Janukowycza nie zaproszono nawet na zaprzysiężenie Władimira Putina i Rosja jest z niego niezadowolona, bo wiele obiecuje, a mało robi; co więcej, podpisał plan współpracy z NATO. Mówi się także o wersji sugerującej, że to władza stoi za zamachami. To wariant znany na wschodzie, a stosowany do zastraszenia społeczeństwa i odwrócenia uwagi od realnych problemów. Wiadomo, że śledczy rozpatrują sześć hipotez wersji zamachu w Dniepropietrowsku. Jakie? Nie ujawniono. Wszystkie, o których piszą media, to spekulacje. Wiadomo jednak, że nie potwierdziła się informacja, iż bomby detonowano zdalnie przy użyciu telefonu komórkowego. Bomby ukryte w koszach na śmieci Prymitywnej konstrukcji bomby podłożono w koszach na śmieci wzdłuż jednej z linii tramwajowych. Do wybuchów doszło w zatłoczonych punktach miasta w odstępie kilkudziesięciu minut. Jak podały ukraińskie władze, ucierpiało 29 osób, w tym dziewięcioro dzieci. Najciężej ranni zostali przewiezieni do szpitali. Według polskiej ambasady, wśród poszkodowanych nie ma Polaków. Do pierwszego wybuchu doszło na przystanku tramwajowym niedaleko opery, bomba była ukryta w koszu na śmieci. Wybuchła, gdy na przystanek podjechał tramwaj pełen ludzi. Fala uderzeniowa wybiła szyby w oknach pobliskich budynków. Do drugiej eksplozji doszło w okolicach dworca kolejowego, tam również ukryto bombę w koszu na śmieci. Do kolejnych wybuchów doszło na przystanku tramwajowym i w parku. Po serii eksplozji milicja zablokowała ruch w centrum Dniepropietrowska, a funkcjonariusze przeszukiwali ludzi z plecakami. Po południu saperzy odnaleźli w centrum miasta kolejny - piąty - ładunek. Podejrzaną paczkę znaleziono na jednej z głównych ulic miasta - Prospekcie Prawdy. Saperzy zdetonowali ją, na szczęście nikt nie ucierpiał. Eksperci twierdzą, że wszystkie ładunki były tego samego typu. Skonstruowano je z tej samej substancji wybuchowej, bez skorupy. Nie zastosowano w nich żadnych elementów - metalowych kulek, gwoździ, co miałoby zwiększać siłę wybuchu.