"Policjanci przez megafony wzywają migrantów do opuszczenia obozu, mówią, że jutro to ich (migrantów) ostatni dzień tutaj" - powiedział agencji Reutera Behruz Bochani, dziennikarz z Iranu przebywający na wyspie Manus. Wcześniej papuańskie władze zapowiadały, że jeżeli zabarykadowani mężczyźni nie wyjdą z ośrodka z własnej woli do soboty, to użyją siły, by wymusić na nich eksmisję.Ok. 400 mężczyzn, głównie z Afganistanu, Iranu, Birmy, Pakistanu, Sri Lanki oraz Syrii, zabarykadowało się w ośrodku i odmówiło przenosin do trzech obozów przejściowych na wyspie, gdzie skierować chcą ich władze Papui-Nowej Gwinei i Australii. Migranci obawiają się przemocy ze strony lokalnych mieszkańców wyspy w trakcie transferu. Australijski obóz dla migrantów na wyspie Manus został zamknięty 31 października. Wtedy też wycofał się z niego personel. W ośrodku został odcięty prąd i dostęp do wody pitnej. Nie jest dostarczane również pożywienie. Australia prowadzi restrykcyjną politykę wobec migrantów, którzy próbują dotrzeć do jej brzegów. Marynarka wojenna tego kraju regularnie zawraca łodzie z migrantami, a osoby, którym udaje się dotrzeć do wybrzeży Australii, są wysyłane do opłacanych przez rząd w Canberrze obozów na wyspę Manus lub do Nauru na Oceanie Spokojnym. Tam rozpatrywane są ich wnioski o status uchodźcy. Nawet jeśli zostaną one uznane za uzasadnione, osoby te nie mają prawa osiedlić się w Australii. Canberra uzasadnia te działania koniecznością zwalczania gangów przemytników ludzi i zniechęcania migrantów, z których wielu pochodzi z Iranu, Iraku, Somalii czy Afganistanu, przed niebezpieczną morską przeprawą.