Nie podali oni szczegółów incydentu, ale jeden z nich oświadczył, że nic nie wskazuje na to, iż był to celowy atak wymierzony w amerykański personel. Z kolei źródło w jordańskiej armii powiedziało, że zginęło co najmniej dwóch amerykańskich instruktorów, a trzeci został ranny. Obrażenia miał odnieść też jordański ochroniarz. Według tego źródła, samochód, którym jechali Amerykanie, nie zatrzymał się przy bramie do bazy sił powietrznych al-Dżafr, w pobliżu miasta Maan na południu kraju, więc jordańskie siły bezpieczeństwa ostrzelały go. Prozachodnia Jordania jest kluczowym członkiem dowodzonej przez USA koalicji przeciwko dżihadystom z Państwa Islamskiego (IS), którzy kontrolują spore części Iraku i Syrii. Jordania sąsiaduje z tymi krajami. W Jordanii przebywa kilkuset amerykańskich kontraktorów w ramach programu wojskowego mającego na celu wzmocnienie obronności królestwa. Stacjonują tam myśliwce F-16, które wykorzystują jordańskie lotniska, by atakować pozycje IS w Iraku i Syrii. Agencja Reutera przypomina, że rola Jordanii w wojnie z dżihadystami budzi niepokój niektórych Jordańczyków, niezadowolonych z niestabilnej sytuacji na granicach. Z kolei AP pisze, że Jordania boryka się również z zagrożeniem terrorystycznym ze strony swoich obywateli. Setki Jordańczyków walczą w szeregach IS w Iraku i Syrii, a kilka tysięcy popiera ekstremistów działających w królestwie. W listopadzie ub.r. jordański kapitan policji zastrzelił pięć osób, w tym dwóch instruktorów wojskowych z USA, w międzynarodowym ośrodku szkolenia policji na przedmieściach Ammanu. Władze publicznie nie ujawniły motywu zabójstwa. Źródła w siłach bezpieczeństwa podawały później, że napastnik był sympatykiem IS, silnie uprzedzonym do Zachodu. USA wydały miliony dolarów, by pomóc Jordanii umocnić swoje granice. Dla Zachodu niestabilność w tym kraju, który jest jego głównym sojusznikiem w regionie, byłaby wielkim problemem - pisze AP.