Pałac Buckingham oraz brytyjski rząd odmawiają wyjaśnienia, dlaczego taki wyjątek uznano w 2017 roku za konieczny. Tym niemniej policja nie może wejść na teren Balmoral i Sandringham w celu ich przeszukania. Jednocześnie pracownicy dworu odrzucają wszelkie sugestie, jakoby w posiadłościach należących do władczyni przechowywano łupy z grabieży - relacjonuje gazeta. Sprawa dotyczy ustawy z 2017 roku o dobrach kulturowych w czasie konfliktów zbrojnych. Jej celem jest zapobieganie niszczeniu dziedzictwa kulturowego, takiego jak pomniki, stanowiska archeologiczne, dzieła sztuki i ważne książki w przyszłych wojnach. Prawo to odnosi się głównie do strefy działań wojennych, jednak niektóre przepisy dotyczą też skradzionych lub zrabowanych w czasie wojny artefaktów, które zostały wywiezione z kraju pochodzenia. Królowa musi wydać na to zgodę? Jak informuje "The Guardian", dokumenty, jakie udało się zdobyć gazecie dzięki wolności dostępu do informacji, sugerują, że parlament, formułując te prawa, użył nieprzejrzystego języka w celu przesłonienia prawdziwego celu wyłączenia królowej spod tych przepisów. Gazeta od dłuższego czasu przygląda się kwestii "zgody królowej", niejasnego mechanizmu, który wymusza na ministrach uzyskanie zgody władczyni na procedowanie ustaw, jakie mogą jej dotyczyć. Ta furtka "daje monarsze zaawansowany wgląd w proponowane prawa, w tym te dotyczące jego publicznych funkcji, własności prywatnej i jego osobistych interesów". W jednym przypadku projekt ustawy został zmieniony tak, by nie ujawniać "zawstydzającego" majątku prywatnego Elżbiety II. Zmiany wprowadzono po interwencji osobistego prawnika królowej. Przekaż 1 proc. na pomoc dzieciom - darmowy program TUTAJ