Przypomnijmy, że w środę, 22 marca, w pobliżu Westminsteru samochód taranował pieszych. Co najmniej jedna osoba nie żyje. Ponadto uzbrojony w nóż napastnik zaatakował policjanta przed Westminsterem. Funkcjonariusze odpowiedzieli ogniem. Mężczyzna prawdopodobnie został zastrzelony. "Robiliśmy zdjęcia Big Benowi i nagle zobaczyliśmy ludzi biegnących w panice w naszym kierunku. Później wyłonił się około 40-letni Azjata, trzymający w ręku siedmio-, ośmiocalowy nóż" - relacjonuje Jayne Wilkinson. "Później usłyszeliśmy trzy strzały. Przeszliśmy przez ulicę i obejrzeliśmy się. Mężczyzna leżał na chodniku w kałuży krwi. Wcześniej biegł w kierunku parlamentu, a policja go ścigała" - podała kobieta. Napastników było dwoje? Według dziennikarza BBC, który powołuje się na doniesienia świadków ataku w Londynie, w zdarzeniu mogło brać udział dwóch napastników. Naoczni świadkowie mówili o "białym, łysym mężczyźnie" oraz "czarnoskórym mężczyźnie z kozią bródką". Możliwe jest - podaje BBC - że obaj mężczyźni byli w szybko jadącym samochodzie, który staranował ludzi na Moście Westminsterskim. Gdy pojazd zjechał z mostu - twierdzi dziennikarz - uderzył w ogrodzenie gmachu parlamentu. "Powiedziałam, że jestem lekarzem" Inna kobieta opowiada Press Association, że strzały usłyszała ok. godziny 14:45. Przebywała wówczas po drugiej stronie placu. "Zobaczyliśmy mężczyznę leżącego na chodniku. Miał ranę postrzałową po prawej stronie klatki piersiowej. Było przy nim wiele osób. Zapytałam, czy mogę pomóc, ponieważ jestem lekarzem, ale odpowiedziano mi, że nie. Później policja odciągnęła nas od tego miejsca" - powiedziała kobieta. Paniczny bieg Dennis Burns wchodził właśnie do budynku parlamentu na umówione spotkanie, gdy ogłoszono alarm. "Słyszałem, jak pracownik ochrony otrzymuje wiadomość, że policjant został ugodzony nożem" - opowiada. "Później widziałem, jak policjanci i ochroniarze wybiegają przez główne wejście" - dodaje. Już ze środka Burns widział ludzi biegnących w panice. Najpierw ok. 30 osób, później, w kolejnej fali, ok. 70 osób. "Biegli, jakby od tego zależało ich życie" - stwierdził. "Nie wiem, czy nakazano im się położyć" Matt Haikin z Londynu opowiada gazecie "The Independent": "Widziałem samochód, który zjechał z drogi i zderzył się z ogrodzeniem parlamentu. Kiedy mijałem to miejsce, zobaczyłem bezwładne ciało i krew, a wokół ludzi". Haikin przyznaje, że również słyszał strzały. Widział też ciała leżące w pobliżu Pałacu Westiminsterskiego. "Ale nie wiem, czy nakazano im się położyć czy też byli ranni" - zaznacza. Policja zachęcała, by uciekać "Słyszałem trzy strzały. Bang, bang, bang" - powiedział "The Independent" Tawhid Tanim. "Ludzie biegli jak oszalali" - dodał. "Nie widziałem wiele, bo sam zacząłem biec. Policjanci zachęcali ludzi, by uciekali" - usłyszał dziennikarz. Ranni na moście Kierowca wana Mitchell Spree został zatrzymany przez policjantów u wlotu Mostu Westminsterskiego. Funkcjonariusze nakazali mu opuścić pojazd. "Zdążyłem zobaczyć kobietę leżącą na moście. Płakała i rozmawiała z ratownikami medycznymi. Oprócz niej było jeszcze pięć innych osób [leżących na moście]. Nie wiem, w jakim byli stanie" - powiedział. Radosław Sikorski: Jedna osoba nie dawała znaku życia Na miejscu zdarzenia znalazł się również były minister spraw zagranicznych <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-radoslaw-sikorski,gsbi,2616" title="Radosław Sikorski" target="_blank">Radosław Sikorski</a>. "Jechałem taksówką ze strony westminsterskiej na południową stronę Tamizy, czytając swoje maile na smartfonie. Nie widziałem więc, co się stało. Słyszałem coś jakby kolizję między dwoma samochodami. Tak, jakby samochód uderzył w blachę, tego typu dźwięk" - relacjonował Sikorski w rozmowie z TVN 24. "Ze starego dziennikarskiego nawyku włączyłem kamerę w telefonie i patrzę: leżą kolejne osoby, część na ulicy, część na chodniku. Ludzie zaczęli podbiegać, udzielać pomocy. Jedna osoba nie dawała znaku życia, jeden pan krwawił z głowy. (...) W sumie pięć osób ewidentnie co najmniej ciężko rannych. (...) To się stało tak szybko, że nawet nie było czasu się wystraszyć" - powiedział.