Rzecznik prokuratury Małgorzata Borkowska powiedziała, że "naczepa nie posiadała homologacji i nie należała do zestawu, który ją ciągnął". "Wskutek niesprawności technicznej utraciła stabilność i przemieściła się na prawy pas, którym jechał mikrobus. W takiej pozycji ciągnęła ją ciężarówka. Tu decydowały sekundy. Gdyby w danym momencie naczepa odchyliła się w drugą stronę, mikrobus przejechałby bezpiecznie" - dodała. Kierowca ciężarówki jechał także zbyt szybko. Dopuszczalna prędkość na drodze ekspresowej dla takich pojazdów wynosi 80 km na godzinę. Tuż po wypadku policjanci informowali, że właśnie taką wskazywał tachograf. We wstępnej opinii biegli stwierdzili jednak, że kierowca jechał z prędkością 100 km na godzinę. Rzecznik dodała, że obecnie trudno powiedzieć, w którym momencie naczepa się odpięła. - Wstępna opinia biegłych dała jednak podstawy do postawienia zarzutu kierowcy ciężarówki - podkreśliła. Borkowska powiedziała, że szczegółowa opinia może dotrzeć do śledczych za kilka tygodni. Biegli muszą się jeszcze zapoznać z aktami, my przesłuchujemy świadków, będziemy słuchać poszkodowanych górników - dodała. Do wypadku doszło w środę późnym wieczorem. Mikrobus, wiozący górników po pracy z kopalni "Mysłowice-Wesoła" do domów, uderzył w naczepę jadącego z naprzeciwka samochodu ciężarowego, która znalazła się na jego pasie ruchu. Na miejscu zginęło siedem osób, w tym kierowca busa. Ósma osoba zmarła w szpitalu. Dziesięciu rannych trafiło do szpitali w Bielsku-Białej, Żywcu i Sosnowcu. 44-letni kierowca ciężarówki został zatrzymany tuż po wypadku. Był trzeźwy. W piątek prokurator postawił mu zarzut nieumyślnego spowodowania katastrofy w ruchu lądowym, w którym zginęli ludzie. Grozi za to kara od 6 miesięcy do 8 lat więzienia. Po przedstawieniu zarzutu biegły psychiatra stwierdził, że podejrzany jest w fatalnym stanie psychicznym, który uniemożliwia udział w postępowaniu karnym i składanie wyjaśnień. Przewieziono go do szpitala psychiatrycznego.