Jak oceniają eksperci badający przyczyny katastrofy, elementy te, krótko po zdemontowaniu, powinny zostać wyniesione z wyrobiska. Według nich, spowodowane przez nie zawężenie przekroju chodnika i zakłócenie obiegu powietrza mogło przyczynić się do tragedii. W ubiegłym tygodniu członkowie komisji wyjaśniającej przyczyny katastrofy, eksperci i prokuratorzy przeprowadzili w miejscu katastrofy, 1030 metrów pod ziemią, wizję lokalną. Po wyjeździe na powierzchnię mówili m.in. o nieprawidłowościach i bałaganie podczas prowadzonych wówczas pod ziemią prac. W środę, w nieoficjalnych rozmowach, podawali szczegóły swoich spostrzeżeń. Jedno z najważniejszych zastrzeżeń dotyczy znajdujących się w chodniku, już zdemontowanych, sekcji obudowy i ich elementów. Zgodnie z procedurami, nie powinno ich tam być - zaraz po tzw. wyrabowaniu powinny być przetransportowane w odpowiednie miejsce, a potem wywiezione na powierzchnię. Nagromadzenie tych elementów w miejscu prowadzenia robót wskazuje, że tego zaniechano. - Chodnik stał się po prostu zagracony. Sekcje obudowy i inne elementy zakłócały cyrkulację powietrza, sprzyjając wzrostowi stężenia metanu. Wiele wskazuje na to, że jest to jedna, choć nie jedyna, z najważniejszych przyczyn tragedii? ? powiedział PAP pragnący zachować anonimowość uczestnik wizji. Przedstawiciele komisji Wyższego Urzędu Górniczego (WUG) i prokuratury oficjalnie nie chcą na razie mówić o szczegółach ustaleń, tłumacząc, że są to na razie wstępne spostrzeżenia, wymagające jeszcze sprecyzowania. Nie są też jednomyślni w ocenach, na ile naruszenie technologii robót i zagracenie chodnika może być kluczowe dla wyjaśnienia przyczyn tragedii. - Z całą pewnością nie powinno tak być. Skutki zawężenia przekroju chodnika w miejscu, gdzie i tak jest on zawężony w stosunku do standardowych parametrów, są łatwe do przewidzenia. Trudno jednak jednoznacznie stwierdzić, że właśnie to w konsekwencji spowodowało katastrofę- - powiedział członek komisji, dyrektor Kopalni Doświadczalnej "Barbara" w Mikołowie, Krzysztof Cybulski. Przypomniał, że po wybuchu metanu w chodniku wybuchł pył węglowy, co uczyniło największe spustoszenie. Wybuch pyłu bezpośrednio nie wiązał się z pozostawieniem w chodniku elementów obudowy, ale z tym, że w kopalni nie prowadzono odpowiedniej profilaktyki, związanej z neutralizowaniem tego pyłu. W czwartek komisja wyjaśniająca przyczyny katastrofy zbierze się po raz kolejny w Katowicach. WUG zapowiedział jednak, że tym razem nie jest planowany komunikat z przebiegu obrad ani wypowiedzi szefa komisji po ich zakończeniu. Wszystkie ustalenia powinny być przekazane opinii publicznej do końca maja. - Członkowie komisji cały czas pracują, zmierzając do podsumowania wszystkich dotychczasowych ustaleń i ekspertyz oraz sporządzenia raportu końcowego. Będzie on gotowy, zgodnie z założeniami, do 31 maja. Wówczas też przedstawiona zostanie pełna informacja - powiedziała rzeczniczka WUG, Edyta Tomaszewska. Obecnie trwają jeszcze analizy prób pyłów i sprzętu, pobranego podczas ubiegłotygodniowej wizji. Do kopalni doświadczalnej trafiły już niewielkie urządzenia elektryczne, używane w miejscu katastrofy przez górników, m.in. lampy osobiste, metanomierze, kopalniane telefony. Obecnie - jak powiedział dyr. Cybulski - są one czyszczone, wyniki ekspertyz powinny być znane za kilka dni. Na powierzchnię wydobyto też m.in. wentylatory, silnik kołowrotu, instalację oświetleniową, wyłączniki elektryczne, czujniki gazometrii automatycznej i urządzenia sygnalizacji porozumiewawczej. Sprzęt ten także zbadają specjaliści z kopalni doświadczalnej "Barbara". Wcześniej komisja WUG potwierdziła oficjalnie, że w kopalni prowadzono roboty górnicze, mimo przekroczenia dopuszczalnego stężenia metanu, oraz nie stosowano profilaktyki przeciw wybuchom pyłu węglowego. Prowadząca niezależne śledztwo gliwicka prokuratura zatrzymała dotąd trzy osoby - nadsztygara z prywatnej firmy Mard, która prowadziła prace na zlecenie kopalni, sztygara ds. wentylacji z kopalni oraz głównego inżyniera ds. wentylacji, odpowiedzialnego za zwalczanie zagrożeń pyłowych i gazowych. Do katastrofy w "Halembie" doszło 21 listopada ubiegłego roku. 23 górników - 8 z kopalni i 15 z prywatnej firmy Mard - pracowało przy wydobywaniu obudowy z likwidowanej ściany wydobywczej. Zginęli po wybuchach metanu i pyłu węglowego.